x

 

BLOG UŻYTKOWNIKA - Football Manager


OCENA mocne: 6, słabe: 0
zobacz komentarze

Z podwórka na stadion #2

03-05-2019, 02:07 , Unikalnych wejść: 1850 , autor: sebik__lg

Wybrany klub / reprezentacja: Builth Wells FC

Opisywany sezon: 2017/2018

Poziom rozgrywkowy: 4

Wersja gry: Football Manager 2018

Przed pierwszymi sparingami skład miałem już niemal kompletny. Kilku zawodników zastanawiało się jeszcze czy chce grać z nami. W połowie okresu przygotowawczego, o ile tak można nazwać serię sparingów, skład był gotowy. Nasz scout, a raczej pracownik elektrowni, który był moim dobrym kolegą, wraz z kierownikiem jeździli po okolicy, ale nie tylko, szukając kolejnych chłopaków chcących pograć w Builth Wells. Mecze sparingowe miały dać mi odpowiedź, czy zawodnicy, których ściągnąłem do zespołu są w stanie choć trochę grać w piłkę. W grach kontrolnych mierzyliśmy się z ekipami amatorskimi i półzawodowymi z Walii i Anglii.

Jeśli chodzi o sportową postawę to byłem bardzo zadowolony. Przegraliśmy tylko jeden sparing, a przecież w kilku meczach na przeciwko nas grali zawodnicy, którzy za każdy mecz zarabiali jakieś pieniądze. My graliśmy tylko dla zabawy. Okazuje się, że wcale tak źle nie trafiłem z doborem zawodników do zespołu. Co prawda przeliczyłem się z umiejętnościami kilku z nich, ale ogólnie było dobrze. Założenia taktyczne ewoluowały w trakcie sparingów. Okazało się, że większość zawodników gubiła się w tym co im mówiłem. Zobaczyłem jednak światełko w tunelu, mając nadzieję, że kiedyś będzie lepiej. Przed rozpoczęciem sezonu zdecydowałem się pozostać przy obecnym ustawieniu i rolach poszczególnych piłkarzy. Zmianie uległy natomiast polecenia drużynowe. Tak naprawdę wyrzuciłem wszystkie zadania. Chłopacy mają mieć swoje ustawienie i uczyć się formacji i zależności między pozycjami. Dopiero później zaczniemy wprowadzać dodatkowe zadania na boisku.
 


Skład wyklarował się sam podczas przygotowań do sezonu. Tak naprawdę miałem zastrzeżenia jedynie do dwóch pozycji. Pierwszą z nich była lewa obrona. Po tym jak po 14 dniach opuścił nas Luke Jones nie miałem żadnego klasowego gracza na tą pozycję. No może po za Michaelem Burnsem, środkowym pomocnikiem, który dobrze radził sobie także na pozycji lewego obrońcy. Drugą formacją wymagającą natychmiastowego wzmocnienia był atak. Chciałem grać dwójką napastników, a w zespole miałem tylko jednego piłkarza, który potrafi zdobywać bramki. Brad Miguel, bo o nim mowa, ma tę zaletę, że co trzeci jego strzał w czasie meczu jest celny. To bardzo dobra cecha, która sprawia, że na kilka oddanych strzałów potrafi zdobyć bramkę. Gdy ma dobry dzień to udaje mu się nieco zwiększyć celność owych strzałów. Reszta napastników nie dorównuje mu do pięt. Nie potrafią przyjąć piłki, bardzo łatwo ją tracą, a celne strzały oddają raz na dwa mecze. Dean Rogers to już w ogóle istny maestro. We wszystkich sparingach oddał 22 strzały, z czego tylko 2 były celne. Klasowy snajper! Zleciłem mojemu scoutowi, żeby popytał w wolnym czasie czy jakiś napastnik nie chciałby u nas grać. Gwarantuję z miejsca pierwszy skład na kilka pierwszych spotkań. Ktokolwiek by do nas nie przyszedł, to gorszy od moich obecnych atakujących, za wyjątkiem Miguela, na pewno nie mógł być.

Sparingi od strony sportowej wypadły pozytywnie. Niestety obawiam się, że jeszcze wiele wody upłynie w Wiśle zanim piłkarze mentalnie będą gotowi do gry na odpowiednim poziomie. To co działo się przez ostatnie tygodnie nie może mieć miejsca w zespole, który marzy o przejściu na zawodowstwo. W pierwszym ze sparingów zabrakło nam trzech piłkarzy. Rozumiem nieobecność Simona Evansa. Tego dnia musiał być w pracy. Ale dwóch kolejnych chłopaków olało po prostu swoich kolegów. Dzień przed meczem zadzwonili do kierownika i przekazali, że nie stawią się jutro, ponieważ jadą na koncert ich ulubionego rapera do Londynu. Jak widać dla niektórych piłka nożna jest najmniej ważna. Kilka dni później przed sparingiem z Pengelli, spotkaliśmy się przed boiskiem. Zanim poszliśmy do szatni przebrać się, zdecydowałem powiedzieć chłopakom kto dzisiaj zagra. Niestety jednego z naszych graczy musiałem z miejsca skreślić. Przyjechał do nas "wczorajszy". Czuć było od niego lekką woń alkoholu. Musiał grubo zabalować poprzedniej nocy. To nie koniec historii. Ów delikwent przyjechał na boisko bez swojego sprzętu. Nawet jeśli chciałbym go wystawić w pierwszej jedenastce, to nie miałby w czym grać. Nie mogłem zaakceptować takiego zachowania. Przekazałem mu, że w następnym tygodniu trenuje z rezerwami. Potem porozmawiamy czy wróci do pierwszego zespołu. A jak mu się nie podoba to droga wolna. W końcu nikt tu nikogo nie zmusza do grania w piłkę. Jak mawiał klasyk "kontrakty nas nie trzymają". Na ostatnim treningu przed startem ligi porozmawiałem z chłopakami. Chciałem im przekazać kilka słów.

-Panowie. Sparingi wypadły dość obiecująco. Jestem zadowolony z postawy większości z was. Niestety to co niektórzy wyprawiają jest karygodne. Wiem, że jesteśmy amatorskim klubem, wiem, że nic z tego nie macie, poza przyjemnością i doskonaleniem gry w piłkę. Zrozumcie jednak jedną rzecz. Nie mogę tolerować tego, że ostro imprezujecie dzień przed meczem, albo olewacie swoich kolegów z zespołu. Jeśli nie chcecie grać to nie przychodźcie tutaj. Od dzisiaj każda nieobecność musi zostać usprawiedliwiona. A jeśli dowiem się, że któryś z was coś kręci, to nie będę z wami współpracować. Mam nadzieję, że dotarło do was o czym mówię.

Mój debiut w roli trenera przypadał na mecz z Aberystwyth University. Niestety początek ligowej przygody nie był dla mnie zbyt miły. W dniu spotkania miałem kilka spraw do załatwienia. Poprosiłem asystenta, żeby rozpoczął rozgrzewkę be ze mnie. Ja miałem stawić się około 30 minut przed meczem. Niestety na boisko nie dojechałem o czasie. W drodze do Builth Wells złapałem gumę w aucie. Pech chciał, że nie miałem ze sobą zapasowego koła. Zadzwoniłem do kierownika, żeby przyjechał po mnie i pojechał ze mną na mecz. Zanim przybył mój wybawca, pojawiła się wezwana laweta i zabrała moje auto. Na boisku pojawiłem się pod koniec pierwszej połowy. Joe Adams wystawił taki skład o jaki go prosiłem. Gdy pojawiłem się na meczu prowadziliśmy 2:1. Mój asystent szybko zdał mi relację z tego co działo się na boisku. Chłopacy rozgrywali bardzo dobry mecz. Mieli przewagę w każdym aspekcie. Po przerwie to ja zacząłem dyrygować moimi piłkarzami. Zaraz po wyjściu z szatni podwyższyliśmy prowadzenie na 3:1. Pod koniec spotkania opadliśmy trochę z sił, a mecz zakończył się naszym zwycięstwem 3:2. Byłem bardzo zadowolony z postawy zawodników w drugich 45 minutach. Nie mogłem im odmówić zaangażowania. Gryźli trawę do samego końca.
 
 
W drugiej kolejce czekał nas wyjazd do Brecon. Dokonałem 3 zmian w składzie sugerując się dyspozycją piłkarzy podczas treningów. Moje zmiany okazały się strzałem w dziesiątkę. Tom Quinn i Thomas Bibby, którzy nie grali w inauguracyjnym meczu zdobyli dla nas zwycięskie bramki. Od samego początku to my narzuciliśmy warunki gry. Chłopacy trochę szarpali grę, wiele rzeczy im nie wychodziło, ale było widać, że chcą walczyć i wygrać. Na boisku było wyraźnie widać, który zespół jest lepszy. Pomimo tego, że nasze ataki nie zawsze wyglądały na przemyślane, to nie daliśmy żadnych szans rywalom. Pewna wygrana.
 
 
Kolejnym rywalem ligowym była ekipa Presteigne. Przed spotkaniem wszyscy upatrywali w nas faworytów. Garstka kibiców naszego zespołu nie zawiodła się. Chłopacy z Builth Wells sprostali oczekiwaniom i znów wygrali 2:0. Byłem zadowolony z tego wyniku, choć znów nie wszystko wyglądało dobrze w naszej grze. Największe zastrzeżenia mam do dwóch kwestii. Po pierwsze, nasz zespół często gubił się podczas konstruowania ataków pozycyjnych. Po drugie, brakuje nam celności. Większość strzałów jest niecelna. Gdyby jeszcze byłyby to strzały w okolice bramki to można by nad tym popracować. Niestety niektóre ze strzałów lądują kilkadziesiąt metrów obok bramki. Czeka nas długa droga do optymalnej gry. Po meczu pochwaliłem chłopaków nie tylko za skuteczność. Byłem również zadowolony z tego jak wyglądała formacja. Każdy wiedział w jakim obszarze boiska ma się poruszać i starał się tego trzymać. "Moje nauki nie idą w las tylko w was. Dobra robota". Tymi słowami zakończyłem pomeczową odprawę.
 
 
Brad Miguel na treningach wyglądał znakomicie. Potrafił strzelać wiele bramek nawet z trudnych pozycji. W pierwszych trzech spotkaniach ligowych nie zdobył żadnego gola. Martwiłem się trochę dlaczego nie potrafi przekuć dobrej dyspozycji z treningów. Jego gra nie była zła. Wyróżniał się na tle swoich kolegów. Chłopacy są zadowoleni ze współpracy z nim podczas meczy. Miguel nie strzela bramek, ale widzi lepiej ustawionych partnerów i często zagrywa im piłki. Ma na koncie już 3 asysty, a gdyby inni zawodnicy wykazywali się lepszą skutecznością to miałby ich więcej. Jak do tego dołoży jeszcze gole to będę bardzo zadowolony.
 
W ciągu tygodnia na treningach stawili się nowi zawodnicy. W końcu udało nam się zakontraktować nowego napastnika oraz lewego obrońcę. Brian Curtis i Ben Holmes mieli zwiększyć rywalizację na tych pozycjach. W meczu z Dyffryn Banw zastanawiałem się czy zagra Jamie Tolley. Nasz najlepszy pomocnik, mózg drużyny, nabawił się lekkiego urazu w poprzednim spotkaniu. Zabrałem go do Welshpool, najwyżej usiądzie na ławce rezerwowych. Przed meczem Jamie poprosił mnie, żebym dał mu szansę zagrać chociaż 45 minut, bo czuje się dobrze. Zaryzykowałem i postawiłem na niego. Zagrał 60 minut i został okrzyknięty bohaterem spotkania. Zdobył 3 bramki, a każda kolejna była piękniejsza od poprzedniej. Mecz wygraliśmy 6:2. Pomimo dwóch straconych goli nasza defensywa zagrała bardzo dobre spotkanie. Skuteczność chłopaków też była na dość dobrym poziomie. Byłem uradowany po tym meczu. Po 4 kolejkach mamy komplet punktów.
 
 
W środku tygodnia, w czasie treningów, zdecydowałem się, aby piłkarze zaczęli powoli realizować jakieś założenia taktyczne. Próbowałem ich nauczyć gry wysokim pressingiem. Bałem się jednak tego, że ten manewr taktyczny mocno ograniczy nasze siły w końcówkach spotkań. Niestety moje przewidywania się sprawdziły. Podczas meczu z Montgomery chłopacy w końcówce grali z nieco mniejszym zaangażowaniem. Na dużo słabszego rywala to wystarczyło. Ale co będzie jak zagramy z mocniejszymi ekipami? Kolejna wygrana na naszym koncie. Dodatkowo Brad Miguel w końcu zaczął strzelać. Niestety w przerwie musiałem ściągnąć go z boiska, gdyż naciągnął więzadła w stawie skokowym. Na 3 tygodnie wypadł ze składu. Kilka dni po meczu zdecydowałem się zapisać na kurs trenerski. Dzięki niemu miałem uzyskać Krajową Licencję Trenerską C.
 
 
Wyjazd do Hay-on-Wye odbył się w nieco innych okolicznościach niż wszystkie poprzednie. Nie udało nam się zebrać pieniędzy na wynajęcie dwóch busów więc stwierdziliśmy, że na mecz z tamtejszą drużyną udamy się prywatnymi samochodami. W obliczu kontuzji Brada Miguela oraz słabej dyspozycji innych napastników zdecydowałem się, aby do chłopaków dołączyło dwóch kolejnych napastników. Nick Vaughan i Scott West udali się razem z nami na mecz z Hay St. Marys. Pierwszy z nich zdobył nawet bramkę w 8 minucie spotkania. Był to gol wyrównujący. Nic nie wskazywało na to co się później wydarzy. W 22 minucie Nick doznał kontuzji i opuścił plac gry. W drugiej połowie drugi z naszych nowych nabytków również nie był w stanie dokończyć spotkania. Obaj wypadli na 2 tygodnie. Do przerwy przegrywaliśmy 1:2. Na drugą połowę chłopacy wyszli tak jakby ktoś odebrał im wiarę we własne umiejętności. Być może było to spowodowane ostrą grą gospodarzy, którzy co i rusz faulowali moich graczy. Zabrakło wszystkiego. Piłkarze Builth Wells nie angażowali się za bardzo w ataki, a przy pojedynkach siłowych bali się starć z silnymi piłkarzami Hay St. Marys. To wszystko sprawiło, że dostaliśmy tęgie lanie. 2:6 to chyba najmniejszy wymiar kary jaki mogli wymierzyć na nas gospodarze. Spuśćmy zasłonę milczenia na ten mecz.
 
 
W kolejnym tygodniu dokonaliśmy bardzo dobrego ruchu. Wraz z naszym kierownikiem dogadaliśmy się z pobliską przychodnią dla sportowców. W zamian za udostępnienie im boiska dwa razy w tygodniu, będą oni pomagać nam w diagnozowaniu kontuzji i urazów naszych zawodników. Oczywiście za wszystkie rehabilitacje i leczenie, chłopacy będą musieli zapłacić z własnej kieszeni lub udać się do państwowej opieki zdrowotnej. Uradowani nową współpracą oraz podrażnieni wysoką porażką w ostatnim meczu, podejmowaliśmy na własnym obiekcie Talgarth Town. Goście nie istnieli w tym spotkaniu. Gładko wygraliśmy 3:1. Z plusów trzeba wymienić bardzo dobrą postawę zawodników drugiej linii. Niestety po meczu były również te mniej przyjemne wieści. Nasi rezerwowi napastnicy nie wykazali się niczym szczególnym więc dalej rozglądaliśmy się za zawodnikami z tej pozycji. Nawet jeśli miałbym zachęcić 10 atakujących do gry w naszym klubie, to zrobię to. Będziemy szukać tak długo, aż trafimy na dwóch lub trzech dobrych napastników. Kolejną złą informacją była kontuzja naszego nowego lewego obrońcy. Anglik Ben Holmes nabawił się urazu pachwiny i nie zagra przez miesiąc.
 

Kiedy prowadzisz amatorski zespół, niczego nie możesz być pewien. Zawodnicy przychodzą na trening lub nie. W jednym meczu masz wszystkich zawodników, a w innym kilku z nich nie przyjeżdża. Kiedy myślałem, że chłopacy zrozumieli, że chcemy zrobić tutaj namiastkę profesjonalnego zespołu piłkarskiego, dotarło do mnie jak grubo się myliłem. Mamy w naszym zespole chłopaka, który lubi hazard. Nie wiem jakie jest jego źródło dochodu, bo nigdy się nim nie chwalił, ale pieniędzy trochę ma. Talentu do gry w piłkę nie za wiele w nim, jednak jest bardzo pracowity czym nadrabia swoje braki. Wracając z drużyną z meczu wyjazdowego z Penybont United, który wygraliśmy 1:0, utknęliśmy w korku. Spowodował go wypadek dwóch samochodów. Jednym z nich była nowa Toyota Corolla. Wydawało mi się, że skądś kojarzę ten samochód. Staliśmy na poboczu i przyglądaliśmy się roztrzaskanym autom. Zanim zdążyłem przypomnieć sobie kto może być właścicielem tego samochodu, zauważyłem w tłumie Chrisa Walsha, naszego bramkarza rezerwowego. Podszedłem do niego i zapytałem co tutaj robi. Przecież dwa dni temu powiedział mi, że nie może jechać z nami na mecz, bo jest chory. Niestety uwierzyłem w to. Po krótkiej wymianie zdań odpuściłem. Domyślałem się, że Chris był w kasynie. Wróciłem do chłopaków. Pytali mnie co nasz bramkarz powiedział mi. Nie odpowiedziałem na te pytania. Jak chcieli to mogli sami z nim porozmawiać. Po powrocie do domu długo myślałem nad tymi wszystkimi sytuacjami które ostatnio nas spotykały. Doszedłem do wniosku, że tym razem nie popuszczę. Będę konsekwentny. Podczas następnego treningu spotkałem się z Chrisem Walshem. Powiedziałem mu, że może więcej nie przychodzić na treningi. Koniec z takim traktowaniem. W końcu to ja tutaj jestem szefem. Nie pozwolę sobie żeby tak mnie okłamywać.
 
 
Domowy mecz z ekipą Newbridge-on-Wye był dość kuriozalny. Najpierw w 14 minucie bramkę dającą prowadzenie zdobył wracający po kontuzji Nick Vaughan. Bramkę po błędzie bramkarza gości. Dostał on piłkę od swojego obrońcy, bardzo długo czekał na zagranie jej do któregoś z kolegów, a wtedy doskoczył do niego Vaughan. Odebrał mu futbolówkę i wpakował do pustej bramki. To się nazywa wysoki i agresywny pressing. Tego właśnie oczekiwałem. Do przerwy 1:0. W drugiej części meczu gola wyrównującego zdobył Mike Morris. Była to również bardzo dziwna sytuacja. Nasz pomocnik Jamie Tolley próbował odebrać piłkę rywalowi, wpadł na niego, a obaj piłkarze zderzyli się głowami. Do bezpańskiej piłki doszedł napastnik gości i pięknym strzałem pokonał naszego bramkarza. Chwilę później nasz pomocnik opuścił boisko, gdyż nie był w stanie kontynuować gry. Stwierdzono u niego wstrząśnienie mózgu po zderzeniu z przeciwnikiem. W końcówce, mecz się otworzył. Każda z ekip zdobyła po jednym golu. W 90 oraz 96 minucie dwóch moich chłopaków zostało wyrzuconych z boiska. Otrzymali drugie żółte kartki za faule. Kończymy mecz w 9. Agresywny pressing. Jednak nie w taki sposób chciałem, aby go realizowali. Będzie trzeba jeszcze raz porozmawiać o tym jak to ma wyglądać.
 
 
21 października pojechaliśmy na bardzo piękny stadion w Llansantffraid. Może on pomieścić 2000 kibiców. Robił fajne wrażenie. Może kiedyś doczekamy się podobnego, albo nawet piękniejszego. Na meczu mamy nowego napastnika. Jest nim David Forbes. Nie trenował jeszcze z nami. To jego pierwszy kontakt z drużyną. Dałem mu szansę zagrać od pierwszej minuty. To spotkanie było chyba jeszcze bardziej dziwne niż to ostatnie. Na własne życzenie przegraliśmy 5:4. Po meczu stwierdziłem, że nie będę kazać chłopakom grać tak agresywnie. Wysoki pressing jak najbardziej, ale agresywna gra nie. Ta agresja doprowadziła do tego, że mecz kończyliśmy w ósemkę. W 44 i 66 minucie czerwone kartki obejrzeli odpowiednio Daniel Davies oraz Matt Harfield. Natomiast w 86 minucie po ostrym ataku na piłkę urazu kostki doznał Dale Price. Jako, że wykorzystałem już wszystkie zmiany to graliśmy już bez 3 zawodników. Mimo tych wszystkich przeciwności losu, chłopacy dzielnie walczyli. Grając jeszcze w dziewiątkę podnieśli się ze stanu 0:3 na 3:3. Następnie wyrównali do 4:4. Niestety po kontuzji Price'a, rywale wbili nam piątą bramkę i wygrali to spotkanie.
 
 
Mecz z Abermule rozegraliśmy koncertowo. Od początku do końca wszystko nam wychodziło. Gola zdobył Nick Vaughan, który wyrasta na naszego czołowego strzelca. Świetny mecz Steva Powella, który przy nieco gorszej formie Jamie Tolleya przejął ciężar gry na siebie. Obrona również zagrała bardzo dobrze. Straciliśmy jedynie jedną bramkę. Padła ona tuż po naszej na 1:0. Takie sytuacje mogę wybaczyć. Chwila rozluźnienia po wyjściu na prowadzenie, rywal nas zaskoczył. Po tym spotkaniu wróciliśmy na pozycję lidera Drugiej Ligii Walii Centralnej.
 

Gramy bardzo dobrze w lidze. Kilku chłopaków znacząco wyróżnia się na tle pozostałych. Niestety nie tylko my tak uważamy. Co i rusz na nasze treningi przyjeżdżają osoby z innych klubów. Najczęściej walijskich. Zdarzyły się też wizyty osób z Anglii. Moje chłopaki były rozchwytywane jak gorące dziewczyny na dobrej imprezie. Liczyłem jednak na to, że większość z nich zostanie z nami na dłużej. Nasz najlepszy skrzydłowy David Brooks dostał nawet ofertę z angielskiej National Premier League. Zarabiałby tam jakieś pieniądze, mógłby to być dla niego krok naprzód. Opowiedział mi o tym podczas jednej rozmowy.

-Trenerze. Jest sprawa. Dostałem ofertę z Gateshead. Dają mi 500 funtów miesięcznie. Byłem nawet na jednym treningu u nich.
-Czyli odchodzisz?
-Proszę dać mi skończyć. Wiem, że gram bardzo dobrze i mam szansę wybić się trochę wyżej. Jednak moja praca też jest dla mnie ważna. Nie po to kończyłem studia, żeby teraz porzucać to wszystko. Tym bardziej za tak małe pieniądze. Moja dziewczyna także nie chciałaby przeprowadzać się do Gateshead. Chcę być z panem szczery. Nie odejdę w tym momencie. Proszę mieć jednak na uwadze, że w każdej chwili może zgłosić się po mnie jakiś zespół i zaproponować godziwe warunki, a wtedy nie odrzucę tej oferty.
-Dzięki za szczerość. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Pomogę ci tyle ile będę mógł.


Byłem zadowolony z tego, że chłopacy zmienili trochę swoje podejście do grania w piłkę. Moje rozmowy jednak coś dały. To już nie pierwsza sytuacja kiedy któryś z zawodników rozmawia ze mną o swoich problemach. Wracając do zainteresowania naszymi graczami. Po tak dobrej pierwszej części sezonu wiedziałem, że rozmowy z moimi piłkarzami nie ustaną. Ba, z czasem będzie jeszcze gorzej. W ciągu kilku pierwszych miesięcy z naszym zespołem rozstali się Craig Salisbury, Michael Morris oraz kilku graczy z rezerw. Nie miałem żalu do nich. Mogli spróbować swoich sił w innych klubach, czasem dużo lepszych. Przecież o to w tym wszystkim chodzi. Trzeba rozwijać swoją karierę. Byłem również zaskoczony i dumny z tego, że kilku chłopaków pomimo ciekawszych ofert zdecydowało się pozostać z nami. Możemy zbudować tutaj fajną drużynę.
 
Dolgellau to ostatni zespół na celowniku z którym jeszcze nie graliśmy. Uskrzydleni zwycięstwem w poprzedniej kolejce wyszliśmy na ten mecz w świetnych humorach. Chłopacy na treningach wyglądali coraz lepiej. Zgranie na coraz wyższym poziomie, założenia taktyczne realizowane coraz lepiej. Mogłem dołożyć kolejne zadania do taktyki. Na ostatnim treningu próbowaliśmy szybkich długich piłek na napastników. Muszę przyznać, że wyglądało to nieźle w porównaniu do tego co było kilka miesięcy wcześniej. Wtedy też próbowałem takich zagrań, ale chłopacy nie potrafili tego wykonywać tak dobrze jak teraz. Widać duży postęp. W meczu z jedną z najsłabszych ekip w lidze znowu błysnął Nick Vaughan. Zdobył hat-tricka i dołożył asystę.  Byłem również zadowolony z tego, że Brad Miguel strzelił kolejnego gola. Nasi napastnicy wyglądali co raz lepiej. Na ten moment nie planowałem wzmacniać tej pozycji. Wygrana 5:0 umocniła nas na pierwszym miejscu. Przed drugą rundą spotkań to my spoglądamy na wszystkich z góry.
 

Po meczu z Dolgellau spotkałem się z Andrew Brownem. Kierownik po krótkiej chwili zapytał mnie o opinię na temat minionych kilku miesięcy.

-Andrew. Zacznijmy od początku. Pierwszy miesiąc był trudny. W klubie była garstka chłopaków, a cały sztab dwoił się i troił żeby zaprosić na testy kolejnych zawodników. Musiałem częściej niż zwykle pojawiać się w klubie, aby przyjrzeć się testowanym piłkarzom. Później nie było wcale lepiej. Chłopacy nie myśleli o piłce jako czymś poza zabawą. A ja wręcz przeciwnie. Musiałem wpoić im do głowy pewne wartości. Stałem się trochę rygorystyczny, wymagałem od nich punktualności i wielkiego zaangażowania. Z kilkoma zawodnikami pożegnałem się, gdyż nie rozumieli, że próbuję tutaj stworzyć zawodowy klub. Albo robisz tak jak mówię, albo idź grać gdzie indziej. To podejście sprawiło, że po kilku miesiącach mamy bardziej ambitnych piłkarzy niż na początku. Jeśli chodzi o ich umiejętności to z tym bywa różnie. Przychodząc do klubu miałem w głowie wizję zespołu, który będzie grać niekonwencjonalną i kombinacyjną piłkę. Chciałem im jak najszybciej wpoić to, czego nauczyłem się za młodu. Szybko jednak stwierdziłem, że to nie ma sensu. Trzeba zacząć od totalnych podstaw. I tutaj też zdziwiłem się jak wielki postęp zrobili chłopacy. Na początku mieli problem z ustawianiem się na boisku, więc zrezygnowałem ze wszystkich poleceń. Mieli wyjść na boisko i grać. Z każdym kolejnym miesiącem uczyłem ich czegoś nowego. Jak dobrze grać po skrzydle i konstruować ataki w bocznych sektorach, albo jak stosować wysoki pressing. Nie ma tego zbyt wiele w tym momencie, ale drużyna potrafi grać już z 2-3 poleceniami w trakcie meczu. I wykonuje je dobrze. Może nie perfekcyjnie, ale dobrze. Muszę powiedzieć, że jestem dumny z tych chłopaków. Moja praca nie idzie na marne. Zacząłem co raz bardziej lubić bycie trenerem.
 
 

Autor: sebik__lg

KOMENTARZE

kaminior323
Główny Sponsor Rozgrywki Mistrzów, 3. miejsce w Polsce FM 2020


Komentarzy: 2327

Grupa: Moderator

Ranga: Prawoskrzydłowy z Poznania

Ranga sponsorska: Sponsor Premium

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

06-05-2019, 15:15 , ocenił powyższy materiał: mocne - Podoba mi się

Ciekawy sposób narracji bloga, który bardzo mi sie podoba. Coś nietuzinkowego. No i wyniki bardzo przyzwoite, choć w obronie mogłoby być dużo lepiej. Powodzenia w dalszej części sezonu.

sebik__lg


Komentarzy: 39

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2017-02-15

Poziom ostrzeżeń: 0

06-05-2019, 19:15

@kaminior323
Obrona to od zawsze najgorszy aspekt w moich zespołach. Pięta Achillesa można by rzec. Od CM 00/01 do FM 2018, w każdą część którą gram, bez względu na drużynę, nie umiem ustawić obrony dobrze. Nawet grając takim Realem, Chelsea czy Milanem w różnych wersjach traciłem więcej goli niż połowa ligi. Mój rekord, jeśli mnie pamięć nie myli, padł w FM 2008. Wtedy byłem 2 lub 3 pod względem straconych bramek. Zawsze jednak plasuje się max w okolicy 6-7 miejsca. Teraz nie jest inaczej, pomimo liderowania w tabeli to na półmetku jestem 8 pod względem straconych goli. Plusem jest to, że umiem ustawiać zespoły ofensywnie. W większości zespołów strzelam dużo bramek. Tutaj również przodujemy w tym aspekcie.
Obecnie online: brak użytkowników online
Copyright © 2015-24 by Łukasz Czyżycki