x

 

ROZGRYWKA MISTRZÓW - ELIMINACJE - Football Manager


OCENA mocne: 9, słabe: 0
zobacz komentarze

Football Manager 2019, Rozgrywka Mistrzów 5, Kariera nr 1. Sezon nr 2 (Orsomarso SC S.A.)

06-05-2019, 21:49 , Unikalnych wejść: 1994 , autor: jmk

Wybrany klub / reprezentacja: Orsomarso SC S.A.

Opisywany sezon: 2019

Poziom rozgrywkowy: Liga Postobon (1 liga)

Wersja gry: FM 2019 19.3.4

Część druga

 

Przynajmniej dwa razy w tygodniu miałem koszmar. Śniło mi się, że nagle to wszystko pęknie. Nie tutaj, ale w Polsce odwiedzą mnie demony przeszłości, widzę Patryka, który prosi o litość. Widzę też, że oni wiedzą o…

Zawsze na końcu snu ginę.

--

  • Chodź tutaj, ktoś do ciebie, podobno jest z Polski i mówi, że jest twoim przyjacielem.
  • Przyjaciel? Z Polski? Niemożliwe.

Stałem jak wryty. Ujrzałem przed sobą rosłego mężczyznę, długie włosy, bujna broda, ale tej twarzy się nie zapomina. To był Patryk.

Zapytacie - jak to możliwe? Gdy go zobaczyłem też myślałem, że widzę ducha, a serce zaraz wyskoczy mi z gardła. Jeszcze w życiu chyba się tak nie bałem. Musicie mi wierzyć, ale strach fizyczny jest dużo większy, gdy połączy się z psychiką przed czymś co nieznane.

 

  • Paa… Patttrr…
  • Daj spokój. Wiem co zrobiłeś mojemu bratu.
  • Bratu?!
  • Starszym bratem bliźniakiem, którego rodzice oddali do domu dziecka, bo byli zbyt młodzi i zbyt biedni, aby mnie wychować.
  • Patryk nigdy mi nie mówił…
  • On nie wiedział. W sumie to dobrze, bo z ciebie też nie był do końca dobry przyjaciel, nie?
  • Nie miałem wyjścia.
  • Nie znasz całej historii…

 

Marek, bo tak miał na imię opowiedział mi historię swego życia, które od narodzin lekkie nie było. W bidulu musiał walczyć z silniejszymi i większymi od siebie, wykrystalizowało to w nim charakter, ale też nie miał zbyt wiele szans na osiągnięcie sukcesu w życiu, szybko zszedł na “ciemną” stronę i rozpoczął karierę w moim fachu. Jeśli już dobrze się domyślacie to właśnie do niego powinienem celować tego dnia. To jego pomylono z jego niewinnym bratem. Jego brat zginął, bo wzięto go za kogoś innego.

 

  • Nie zginął.
  • Jak to, przecież sam do niego strzelałem?
  • To nie są przypadkowi ludzie, nie mogli ot tak ci dać kogoś sprzątnąć, kogoś kogo znasz, a jakbyś się rozkleił, rozpruł? Musieli cię sprawdzić. Dali ci pistolet ze ślepakami. Gdy rzygałeś oni zabierali Patryka w inne miejsce.
  • Co z nim?
  • Niestety dalej tak kolorowo już nie jest. Patryka faktycznie pomylono ze mną, a mnie wzięli za konfidenta. Możesz mi wierzyć lub nie, ale to nieprawda, zostałem pomówiony i wrobiony, nikogo nie zdradziłem. Pomogłem uciec Patrykowi, nie mogę ci powiedzieć gdzie jest, ale załamał się kompletnie, jest wrakiem człowieka, zaszyłem go daleko od Polski.
  • Czego ode mnie oczekujesz?
  • Nie miałeś problemu strzelić do swojego przyjaciela, jesteś mu coś winien.

Marek chciał, żebym pomógł mu zarobić, ugruntować swoją pozycję i żebym stanął w jego obronie, wyjaśnił szefom jak było naprawdę i pomógł mu oczyścić się z oskarżeń. Ewentualnie zbadać czy jeszcze pamiętają o Patryku, bo chciałby po prostu wrócić do interesu.

Na początek zatrudniłem Marka w klubie - tak właśnie, dostał fuchę… trenera. Wiem, że nie miał wykształcenia ani umiejętności, ani żadnej historii, ale tak - historię zrobiliśmy mu na szybko, miał nowe papiery, oficjalnie nie był już Markiem tylko Amaury Montes de Oca. Widziałem jego tężyznę fizyczną - musiał budzić respekt przed piłkarzami, a na razie musiało to wystarczyć. W międzyczasie obiecał się szkolić. Żeby jednak mieć jakieś szanse na utrzymanie w tej lidze ściągnąłem też czterech innych trenerów - już “normalnych”. Chociaż, skoro ja tak łatwo mogłem kogoś “stworzyć” to kto wie kim oni byli…Ogłoszenie, że szukam kogoś do klubu umieściłem w lokalnej gazecie, ale tu wszystko szybciej się roznosiło pocztą pantoflową.

A propos utrzymania się - nasze szanse były… niewielkie.

 

 

Spacerowałem sobie po okolicy, kiedy zobaczyłem ciekawą zabawę - dwóch młodych Kolumbijczyków,  jeden z nich rzucał pomarańcze, a drugi zrywał się z miejsca i wolejem kopał do celu. Wychodziło mu całkiem całkiem. Kiedy odszedłem i wsiadałem do swojej fury w jednej chwili odwróciłem się i zobaczyłem tego z kopiących, który właśnie na mnie wpada, a właściwie ląduje na drzwiach samochodu. Chwilę za nim wybiegł zdyszany policjant, który najwidoczniej go gonił.

 

  • Tu jesteś bachorze! A dzień dobry Panie Adrianie. Dziękuję Panu za to co Pan dla nas zrobił, tu wszyscy żyją Orsomarso, a Pan…
  • Taka praca - byłem już rozpoznawalny w mieścinie.
  • Bym zapomniał. Dobrze, że Pan złapał tego dzieciaka, już ja mu dam popalić

Młody wręcz wtulił się w moją nogę, był przestraszony.

  • A co on Panu zrobił?
  • Gówniarz wybił mi szybę w radiowozie, a potem uciekał tak, że ledwo go widziałem.
  • Niech Pan się nie gniewa, pokryję koszty. To mój chłopak z juniorów Orso, przeprowadzaliśmy taki trening okolicznościowy.
  • Naprawdę? To przepraszam… nie będę przecież karał być może przyszłej gwiazdy Orsomarso! Jeszcze jedno - da mi Pan autograf?

Dzieciak miał 16 lat i nosił imię Juan. Podziękował mi, a ja zaprosiłem go na trening, część historii w końcu musiała się zgadzać. Ja nic nie stracę, a dla dzieciaka to pewnie wielka radość, skoro gra na ulicy pomarańczą to piłka musi być jego pasją.  Po jednym treningu był następny i kolejny, bo dzieciak mimo wieku swoją motoryką bił doświadczonych seniorów na głowę… No, z celnością było gorzej - ale o tym już wiecie. Szybko dołączył… do pierwszego składu.

 

 

Do klubu ogólnie przyszło też 6 nowych graczy. Ledwie dyszał Juan Carlos (nasz dyrektor sportowy), kiedy wbiegł do mojego gabinetu i krzyknął - Mamy go! Mamy bombę!

 

  • Co ty biegłeś tu?
  • Prosto z Cali. Mamy to, mamy go…

 

Po chwili, gdy się uspokoił, a ciśnienie i tętno wróciło do normy przedstawił mi swój wielki sukces - wypożyczenie króla strzelców młodego Copa America.

 

 

Prosto z America de Cali. I to za darmo - toż to diament! Zanim cokolwiek powiedziałem - wparował prezes, do którego doszła już dobra nowina.

 

  • Robimy to, młody już to jedzie, zaraz będą lokalne media, ale będę sławny!

 

Prezes miał parcie na szkło. Z racji ‘zawodu’ nie mógł sobie na to pozwolić, ale jako prezes? Czemu nie? Szybko zdjęcie rozległo się po naszym mieście:

 

 

Z ciekawości poszperałem w internecie. Kevin w America de Cali zagrał 4 mecze, jeszcze nie strzelił gola przez dwa sezony, a ten król strzelców… niby tak, ale to były rozgrywki Cantera Americana. Taki lokalny turniej młodzieżowców. Cóż, nie mam co wybrzydzać, nie?

Historia Kevina

Federico Viotti - nie wiem po co miałem go ściągnąć do klubu, ale to też był przykaz “z góry”, zapłaciliśmy 2,7 tysiąca euro, które powędrowało do Urugwaju. Nawet nie wnikałem co to za interes, bo Viotti od razu poszedł do drużyny rezerw. No właśnie - rezerwy. Po awansie do pierwszej ligi zdecydowaliśmy się na stworzenie takiego zespołu i nałapanie tfu, ściągnięcie tam piłkarzy. Cristian Penuela to kolejny z takich zawodników, który się tam znalazł.

Poza Viverosem wygląda na to, że udało się do pierwszego składu pozyskać jeszcze trzech graczy - Emira Izaguirre, Andreya Estupinana oraz Ikechukwu Ezenwy. Pierwszy z nich to kolejny napastnik, wychowanek argentyńskiego Colon, ale w Primera Division nigdy nie wystąpił. Estupinan to defensywny pomocnik lub obrońca,  który przyszedł z Deportivo Pasto, a więc innego pierwszoligowca, chociaż nigdy tam nie zadebiutował. Ma na swoim koncie tylko 16 meczów w barwach Boyaca Chico, ale w lidze drugiej. Prawdziwy hit transferowy to przybycie Ikechukwu - nigeryjskiego bramkarza, jeden z naszych ludzi, kiedyś w trakcie jednej z trasy przemytu miał dłuższy odpoczynek w Nigerii i obserwował tam mecze zespołu Enyimba, gdzie grał Ezenwa - tak mu zaimponował, że opowiedział to nam po powrocie - na następną trasę ruszył ze scoutem, który dał zielone światło i tak mamy w klubie Nigeryjczyka.

 

 

 

 

 

Oprócz Nigeryjczyka i Argentyńczyka w klubie został jeszcze jeden Peruwiańczyk, poza tym w składzie mamy samych Kolumbijczyków:

 

 

Z klubu odeszli  Marino Hinestroza do Once Caldas za 23,5 tysiąca euro, Jose Enamorado i Ruben Vazquez - za darmo. Marino to całkiem niezły talent, ale nie miałem wyboru, bo strasznie chciał odejść. Natomiast Enamorado grał całkiem sporo i będzie go żal, ale zarówno on jak i Ruben nie chcieli podpisać nowych kontraktów.

Sparingów zagraliśmy kilka i wyglądało to całkiem dobrze, ale byłem świadomy jaki posiadamy skład, więc łatwo na pewno nie będzie.

 

 

O dziwo - zmieniłem zupełnie ustawienie. Kazałem swoim zawodnikom ćwiczyć grę po bokach… pamiętacie co mówiłem o skrzydłach? No to teraz postanowiłem zaryzykować i zagrać 4-2-3-1 z dwójką napastników na skrzydłach, którzy mają ścinać do środka i z ofensywnym pomocnikiem.

Byłem znany już miejscowym, echem też odbił się nasz awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, powoli myślałem nad przejściem na całkowicie legalną stronę życia. Jednak z tej branży jest bardzo ciężko wyjść nogami do przodu. Bałem się na samą myśl o reakcji prezesa, gdy powiem o zaprzestaniu interesów, bo oprócz sukcesów na polu trenerskim miałem też żyłkę do handlu, a raczej całej tej otoczki - logistyki. Cały pomysł z eksportem towaru do Polski okazał się strzałem w dziesiątkę, przez cały rok mojego pobytu w Kolumbii zwiększyliśmy przesył o 75%.

 

  • Prezesie, potrzebuję trochę gotówki.
  • A co chcesz kupić?
  • Ja wiem, piłkarza jakiegoś albo coś…
  • Przecież udało ci się rok temu, teraz też, po co ci nowi piłkarze, Paola, Paola - podaj nam te drinki wreszcie!

 

Rozmowa z nim nie miała sensu, ale wtedy właśnie weszła Paola. A właściwie Paola Andrea Espinoza, nowa służba prezesa, a właściwie jedna z wielu. Gdy weszła poczułem ukłucie w sercu, jeśli istnieją anioły to właśnie mi go zesłano. Podobno Kolumbijki lubują w operacjach plastycznych, ale to nie była ani modelka, ani celebrtyka, ale ideał kobiecego piękna. Intensywnie czarne włosy spięte w kok, skromny ubiór, wcięcie w talii, poszerzona w udach, w pełni naturalna twarz z lekkim makijażem, nie uderzającym z daleka. Kwintesencja kobiecości.

Zacząłem częściej bywać u prezesa, aż w końcu się zdenerwował, stwierdzając, że chyba mam za dużo wolnego czasu. Jednak Paola tak mnie onieśmielała, że nie potrafiłem zdobyć się na odwagę, aby do niej zagadać, nie chciałem nic popsuć. Pewnego dnia poprosiłem szefa o dodatkową sekretarkę, bo mam kilka spraw, o których zapominam albo nie wiem, gdzie podziałem notes i tak dalej, potrzebuję po prostu prawej ręki.

 

  • A może pani by zechciała? - nieśmiało zwróciłem się do wchodzącej akurat Paoli.
  • Ona? Przecież ona tylko drinki nosi.
  • To co, na pewno się nada, znam się na ludziach przecież wiesz.
  • Aaaa niech ci będzie, bierz ją.
  • Mogę ją zatrudnić?
  • Kiedy zechcesz.
  • Zechciałaby Pani?

 

To były pierwsze słowa jakie wypowiedziałem do Paoli. Od następnego tygodnia była moją asystentką. Sprawiła, że moje życie stało się poukładane - przychodziłem do klubu, a tam pachniała jajecznica i unosił się aromat świeżej kawy. Wszystkie notatki miały swoje miejsce, Paola idealnie nadawała się do notowania moich myśli, była zawsze, kiedy jej potrzebowałem. A w okularach wyglądała jeszcze ładniej. Jednak nie potrafiłem się przełamać i zmienić tej stopy zawodowej na bardziej prywatną.

Startowała liga, więc moje życie osobiste znowu musiało poczekać. Miałem jednak gdzieś tam z tyłu głowę i kobietę i przyjaciela. Teraz musiałem jednak skupić się na ciężkiej przeprawie w pierwszej lidze.

Zaczęliśmy od spotkanie z Atletico Bucaramanga, do przerwy widniał wynik bezbramkowy, ale po zmianie stron zapanowała euforia - graliśmy na Francisco Rivera Escobar i w 64. Minucie Heiber Pabuena zdobywa premierowe trafienie w pierwszej lidze. Niestety prowadzenia nie dowieźliśmy do końca, frajersko straciliśmy gola w 89. Minucie przez jakiegoś Lamusa, znaczy się - Lemusa. Cóż - remis na rozruch to dobra sprawa.

 

 

Niestety nie zatrybiło, bo w lutym graliśmy jeszcze trzy spotkania, pierwsze z nich również zremisowaliśmy 0:0, ale dwa kolejne to były porażki - 3:1 i 2:1. Na uwagę zasługuje fakt, że w ostatnim lutowym spotkaniu z America de Cali, gdy ulegliśmy 2:1, jedynego gola dla nas zdobył Juan Ortiz - tak, ten dzieciak. Muszę przyznać, że mi imponuje, także na treningach - walczy za trzech!

 

 

Marzec zaczęliśmy od kolejnego remisu - tym razem jednak 2:2, w meczu podwyższonego ryzyka ulegliśmy Independiente Medellin 3:2, a drugie trafienie w sezonie zanotował Ortiz. Kolejne dwa mecze - i znowu dwa remisy. Po ośmiu kolejkach nie mieliśmy na koncie wygranej, a tylko pięć remisów i trzy porażki.  Chodziłem jakiś struty, nie miałem humoru, wiedziałem niby, żę będzie ciężko, ale nie spodziewałem się, że aż tak i widmo spadku tak szybko nam zajrzy w oczy.

Na ratunek przybyła jednak ona - wybawicielka Paola Andrea. Kiedy wpadłem do klubu w fatalnym nastroju zauważyłem, że i ona jest smutna, a na jej policzku znajdowały się krople łez. Nie myśląc o niczym innym podszedłem do niej i wreszcie mogłem porozmawiać z nią o czymś innym niż praca. Była skrępowana, ale wreszcie się otworzyła - miała problem. Jej brat wyjechał do internatu w Caldas, gdzie miał się pilnie uczyć, ale wpadł w złe towarzystwo, narobił sobie długów, a teraz, gdy go odwiedziła bez zapowiedzi okazało się, że był pobity i wyznał jej, że to nie pierwszy raz, bo go nie stać na uregulowanie długów. Zaproponowałem jej podróż do brata.

Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że właśnie w tym momencie napadło go trzech ludzi, którzy żądali zapłaty. Wpadłem w szale do mieszkanie, wymierzyłem soczysty cios jednemu z nich, drugiego odepchnąłem, ale trzeci wyjął nóż i próbował mnie dźgnąć. Wyjąłem pistolet i wymierzyłem w niego, Paola przytulała właśnie zakrwawionego brata, ale kątem oka spojrzała na sytuację krzycząc tylko “no”. Poprosiłem napastników, aby się uspokoili, dogadamy się, zgodzili się, ale jeden z nich rzucił się na mnie ponownie - przestrzeliłem mu kolano.

Reszta się poddała, zapytałem od kogo są i niech mnie do niego zaprowadzą. Gdy spotkałem się z ich szefem - wyjaśniłem sprawę i spłaciłem długi brata mojej asystentki. Musiałem niestety pokryć też odszkodowanie za ten postrzał - sprawa honorowa. Wróciłem do Paoli i jej brata, zabrałem ich ze sobą do naszego miasteczka, brata odwożąc od razu do prywatnej kliniki i opłacając jego pobyt w niej. Paola Andrea była w stresie, ale widać, że niejedno już tutaj przeżyła, nie była zaskoczona. Dojrzała wtedy plamę krwi na moim rękawie.

  • To trzeba zaszyć.
  • Spokojnie, do wesela się zagoi hehe.

Zarumieniła się, ale była stanowcza, zabrała mnie do siebie. Opatrzyła ranę, miała wprawę - albo to naturalne predyspozycje. Zrobiła mi też zieloną herbatę, gdy kończyłem pić czułem, że wreszcie się wyluzowałem, poczułem się przy niej pewnie, swobodnie, imponowała mi coraz bardziej.

  • To teraz musisz mi dać szansę rewanżu.
  • Nie, nie, to ja jestem twoją dłużniczką…
  • Daj spokój, nie ma problemu jesteśmy rodziną… ee no wiesz, w klubie…
  • Rozumiem. Kiedyś się odwdzięczę, na pewno.

Oznajmiłem, że wpadnę po nią wieczorem i zabiorę na kolację. Tak też uczyniłem, ubrałem swój najlepszy garnitur, użyłem najlepszych perfum, byłem gotowy. Jednak znowu odebrało mi mowę, gdy tylko zobaczyłem ją w drzwiach - jeśli na co dzień była piękna to teraz stworzyła definicję piękna na nowo.

  • Wy, wy, wyglądasz… zjawiskowo. Jesteś piękna.
  • Dziękuję, gotowy?
  • Jasne.

Przy kolacji rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele, poznałem ją na nowo. Miała tę iskrę w oku, wiedziałem od teraz, że nie pozwolę, aby jeszcze musiała przez kogoś płakać. Odwiozłem ją do domu, pocałowałem w policzek, odwróciłem się i odjechałem. Nie mogłem się doczekać aż zobaczę ją jutro w klubie…

Nasze relacje na kanwie zawodowej mocno się… poprawiły. Znaczy, nie były złe, ale były teraz mniej formalne, trochę to rozluźniło atmosferę w klubie. Czasami chodziliśmy na kawę, na obiad, na spacer…

Tymczasem i w Orsomarso nadeszły tłuste dni - na własnym obiekcie podejmowaliśmy Union Magdalenę i zaliczyliśmy pierwsze ligowe zwycięstwo! I to aż 3:0! Dwa gole fenomenalnego Ortiza. Długo było 1:0 dla nas, ale czerwona kartka z 73. Minuty dla rywala złamała ich morale i Juan Ortiz dobił przeciwnika.

I był to początek świetnej passy - wygrywamy z Aguillas Pereirą 3:1, później z Deportivo Pasto 4:1 i jeszcze raz 3:1 z Alianzą Patrolera! Jak nie mogliśmy wygrać tak teraz aż cztery zwycięskie mecze z rzędu. Kolejne dwa trafienie zanotował Ortiz.

Dobre czasy jednak nie trwały zbyt długo - 17 kwietnia przegrywamy 2:0 z Atletico Nacional, następnie 1:0 z Independiente Santa Fe i remisujemy 1:1 z Millonarios, tracąc gola w doliczonym czasie gry.

Zrozumiałem w tym momencie - ja mam za wielu napastników, żeby robić z nich skrzydłowych, to nie przejdzie w tym klubie. Zmieniłem nieco ustawienie i od meczu z Envigado występowaliśmy w formacji przypominającej bardziej taran niż skrzydła.

 

Straciliśmy gola już w 10. Minucie meczu, ale pokazaliśmy charakter i można powiedzieć - skuteczność do bólu, bo wygraliśmy ten mecz 3:1.

W Pucharze kraju - tzn. Copa Postobon nie liczyłem na wiele - no nie mamy czym tam szaleć, skupmy się na lidze. Niby prezes coś tam przebąkiwał, że chciałby fazę grupową, ale… jego zawsze da się czym udobruchać. No i nam nie wyszło, zagraliśmy dwa mecze, a właściwie: mecz i rewanż z Atletico Petrolerą, najpierw 1:1, potem porażka 3:1 i adios, na razie. Następna faza to była właśnie grupa.

Od widma spadku po widmo… najlepszej ósemki, tak wyglądała rzeczywistość. W Meczu Patriotas pierwszego gola zdobywa środkowy pomocnik Marvin Canizales i była to bramka na wagę trzech punktów. Pierwszą rundę kończymy remisem 1:1 z Boyaca Chico i wygraną nad Jaguares de Cordoba. Dało nam to rzutem na taśmę - ósme miejsce i awans do ćwierćfinału.

 

 

Do czego? Ano gra w Ameryce Południowej jest dość specyficzna i mamy dwóch mistrzów - pierwszej i drugiej fazy, ale ważne są też wyniki w ogólnej tabeli zbiorczej. Uf.

 

 

W ¼ pierwszej fazy sezonu mieliśmy mierzyć się z Independiente Medellin, któremu w fazie zasadniczej ulegliśmy po dobrym meczu 3:2. Wtedy też zdecydowałem się zagrać all in - a co mi szkodzi, skoro mam tylu napastników? Zagrałem typowe 4-3-3. Od zawsze to lubiłem i żałowałem, że trend się zmienia i ewoluuje w kierunku raczej gry z dwoma, a potem jednym napastnikiem.

Niestety - ale przegraliśmy pierwsze spotkanie u siebie 2:1. Honorwą bramkę dla nas zdobył defensywny pomocnik - o ironio - Chacon. Pogrążyły nas dwa gole Andresa Ricuarte. W rewanżu jednak los się do nas uśmiechnął i po 90. Minutach na tablicy widniał wynik 0:1, po golu naszego napastnika Kevina Betancourta. W Medellin - 40 tysięcy widzów! I oglądali konkurs rzutów karnych - i to jaki konkurs, bo mecz kończy się wynikiem 7:6… niespodzianka staje się faktem - Orsomarso w półfinale!

 

 

W półfinale kolejne Independiente - tym razem Santa Fe. Tym razem w pierwszym meczu na własnym stadionie wygrywamy 3:2 po dwóch golach Izaguirre i jednym trafieniu Ternero, ale w rewanżu nie istniejemy - przegrywając 2:0 i to by było na tyle z naszych wojaży. Muszę przyznać - sprawiliśmy wielką niespodziankę.

Miało to swoje plusy i minusy. Wycałował mnie prezes, był wniebowzięty, co chwila dzwonił do kolegów po fachu i się “napinał”, to taka ich “rywalizacja”. Zawsze był na uboczu, druga liga - a tu proszę. Przestałem być też już w ogóle anonimowy w mieście, ludzie robili sobie ze mną zdjęcia, brali autografy, laski chciały się… no wiecie.

 

 

A to dopiero połowa sezonu. Chociaż piłkarze w siebie uwierzyli, potrafią grać w piłkę i sprawia im to przyjemność.


Zimą - a raczej latem, bo tu gramy przecież wiosna - jesień. Udało się nam ściągnąć do klubu trzech graczy, jeden z nich trafił od razu do zespołu U-19, ale z dwoma wiązałem nadzieje na zwiększenie rywalizacji w zespole. Oczywiście przyszli za darmo.

Jairo Borrero to ofensywny pomocnik mogący grać też w ataku, ostatnio grał w drugiej lidze - a raczej  był, bo nie grał. Mnie tam się podobał ten 23-latek. Brakowało mi też bardzo takiego walczaka w środku pola dlatego wybrałem Didiera Pino, 24-letniego byłego klubowego kolegę Borrero - można powiedzieć, że kupiłem hurtem.

 

 

 

Jeśli o odejścia z klubu to jest gorzej. Najpierw odszedł Ederson Moreno - zawodnik, który po awansie do I ligi był tylko wypożyczany, a 45 tysięcy euro z meksykańskiego Lobos było jak zbawienie. Dramatem był drugi transfer z klubu…

 

 

  • Jak mogłeś się zgodzić? Agustin?! 16 meczów, 7 goli! 16 lat!
  • Sprawa honoru... Długa historia… byłem coś tam krewien prezesowi Atletico Nacional, a na jednej z imprez tak się nafukałem, ale co za towar mieli…
  • Do rzeczy Agustin!
  • Mieliśmy tam taki długi stół. Powiedziałem, że jest za cienki w uszach i nie wciągnie kreski po całej długości. No i się założyliśmy, chciał tego gówniarza do siebie, powiedziałem, że coś tam musi sypnąć, bo koleś potrafi grać. No i uwierz, że jebany wciągnął. Potem się wyrzygał i pojechał na detoks, ale wygrał. Sytuacja honorowa....
  • Jaka honorowa! Zabrałeś mi koło zębate w drużynie, za dwa lata byśmy go sprzedali za miliony…
  • Dasz radę, zdolny jesteś.

 

Miałem ochotę rzucić to wszystko, ale Paola dawała mi siłę i wsparcie. Była balsamem dla mej duszy, złota kobieta. Ofertę dostałem od Club Atletico Bucaramanga, ale od razu odrzuciłem - tego wariata to przynajmniej znam, a kto wie co tam za prezes będzie.

W pełnym słońcu rozegraliśmy kilka meczów sparingowych i dopiero na piąty mecz kontrolny przyszła pora deszczowa - znaczy, sezon tuż tuż.

 

 

Jak na przewrotność losu - pierwszy mecz w drugiej fazie graliśmy z Atletico Bucaramanga, nie mogłem dać ciała, a zawodnicy zdawali sobie z tego sprawę, że muszą się tu dobrze zaprezentować. Już w 7. Minucie odpalił Carlos Hernandez, a po przerwie podwyższył Izaguirre, goście odpowiedzieli jednym golem i trzy punkty zostały w domu. Pokazałem im, że ja to Orsomarso.

W drugiej kolejce zagraliśmy chyba najlepszy mecz jak do tej pory - pokonaliśmy La Equidad aż 5:1! Pomogła nam na pewno czerwona kartka dla rywala z 57. Minuty, ale i tak - fantastyczny wynik. Niesamowity mecz naszego bocznego obrońcy, zalicza trzy asysty, niezwykłe, bo ten koleś ma 40-lat!

 

 

 

Zupełnie inaczej niż w fazie pierwszej zaczęliśmy, bo od dwóch zwycięstw, ale nie utrzymaliśmy tej passy - porażka 2:0, a potem dwa remisy po 1:1. Dopiero siódmego sierpnia wzięliśmy rewanż na Independiente Medellin, dwa gole zdobył Carlos Hernandez, a jedno dorzucił Marvin Canizales. Niestety w następnym meczu gramy najgorszy mecz za mojej kadencji - Once Caldas leje nas 4:0. I teraz my graliśmy całą drugą połowę w dziesiątkę.

Do końca drugiej fazy graliśmy jeszcze dwanaście spotkań - przegrywamy…. Jeden mecz! 2:0 z Atletico Nacional. Niestety sześć z nich remisujemy, co z prostej matematyki daje nam pięć zwycięstw do końca sezonu zasadniczego. Daje nam to wysokie, piąte miejsce. Mieliśmy bić się o utrzymanie, a tu dwukrotnie łapiemy się do najlepszej ósemki.

 

 

Derby, derby, derby! Takie tytuły można było zobaczyć przed naszym meczem z Deportivo Cali w lokalnych gazetach przed spotkaniem ¼. Pierwsze spotkanie zgromadziło na obiekcie Francisco Rivera Escobar 6 tysięcy widzów i byli świadkami remisu 1:1. Prowadziliśmy po golu Betancourta, ale rywale doprowadzili do remisu w 89. Minucie.

Kluczowy był rewanż, gdzie znowu daliśmy popis swojej gry ofensywnej strzelając aż trzy gole. Dwa autorstwa Jairo Borrero - nabytka z przerwy zimowej. Gospodarze przy 15-tysięcznej widowni odpowiedzieli tylko jednym golem. Powtarzamy wynik z pierwszej fazy - mamy półfinał!

A tam czekał na nas Junior FC, jeszcze ich nie pokonaliśmy - bo w dwóch meczach padały wyniki remisowe - 2:2 i 1:1. Tym razem było inaczej, ale… podobnie! Znowu remisy - i to w dwóch meczach, nie padły żadne gole! Dwa razy po zero zero. Tak - dobrze myślicie, znowu rzuty karne i znowu pokazaliśmy się w nich ze świetnej strony - Velez, Ternero, Borrero, Fortich i Perez - wszyscy pewnie wykonali swoje jedenastki, a u przeciwnika pomylił się Michael Rangel, a to wystarczyło - 5:4 i mamy finał dla Orsomarso!

Mecz finałowy w Kolumbii to też dwumecz. Nie muszę mówić jaka euforia była w mieście, w klubie - u prezesa w gabinecie. Niesamowite. Graliśmy z Deportivo Pasto, na stadionie Departamental Libertad na 1:0 strzelił nasz defensywny pomocnik Didier Pino, rywale odpowiedzieli po ledwie czterech minutach. Po zmianie stron to oni wyszli na prowadzenie, ale… ponownie gola zaliczył nasz środkowy pomocnik, tym razem Canizales! 2:2 przed rewanżem? Brałbym w ciemno!

Jeśli miałbym wybrać bohatera dwumeczu to zdecydowanie on: Didier Pino. W rewanżu już w 16. Minucie zdobył gola i byliśmy o krok od wielkiego, co ja mówię - legendarnego sukcesu! Stadion pękał w szwach, 9 tysięcy widzów w tym tylko 444 kibiców gości, trybuny oszalały, gdy drugi raz tego dnia piłka zatrzepotała w siatce Deportivo - tym razem Emir Izaguirre! 73. Minuta i było pewne - nie damy sobie tego wyrwać, mistrz mistrz Orsomarso mistrz! Beniaminek mistrz! Rzuciłem się w ramiona Paoli, zacząłem ją podrzucać, ściskać, a kiedy nasze twarze spotkały się wystarczająco blisko…. Pocałowałem ją.

 

  • Wyjdziesz za mnie? - wykrzyczałem podczas, gdy lał się wokół szampan, serpentyny strzelały gdzie popadnie, co chwila niebo pokrywał blask odpalanych rac… Było idealnie.

 

 

 

 

 

A tak wygląda tabela ligowa po pełnym sezonie:

 

Zostałem też trenerem roku, co akurat dziwne nie jest:

I naszego snajpera nie ominęło wyróżnienie:

 

 

Statystyki składu:


Najlepszy strzelec:

 

 

Orsomarso w pigułce:

 

 


Autor: jmk
3. miejsce w Polsce FM 2017 i FM 2021, Typer Sezonu 2017/18 - 3. miejsce. Wyróżnienie Fair Play w eliminacjach 4. Edycji RM

KOMENTARZE

Kuba199321
Wicemistrz Polski FM2019


Komentarzy: 777

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2017-02-28

Poziom ostrzeżeń: 1

09-05-2019, 13:56 , ocenił powyższy materiał: mocne - Lecę budować Ci pomnik

@jmk, to co tworzysz na tej stronie to jest po prostu mistrzostwo świata! Nikt nie ma do Ciebie żadnego "podjazdu" jeśli chodzi o jakość tekstu, a do tego dochodzą także świetne wyniki. Cudo! Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka :)

kaminior323
Główny Sponsor Rozgrywki Mistrzów, 3. miejsce w Polsce FM 2020


Komentarzy: 2327

Grupa: Moderator

Ranga: Prawoskrzydłowy z Poznania

Ranga sponsorska: Sponsor Premium

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

13-05-2019, 06:39 , ocenił powyższy materiał: mocne - Ten tekst jest jak narkotyk! Więcej!

Uwielbiam czytać Twoją Kolumbijską przygodę. Coś naprawdę wartego uwagi i poświęcenia czasu. Czytając Twoje opowiadanie wyniki schodzą na 2 plan. Dla mnie te zasady w Kolumbi również są jakieś z kosmosu, ale dzięki za wyjaśnienie w komentarzu. No i oczywiscie wyniki rewelacyjne tylko szkoda tego Ortiza.
Czekam na więcej!
Obecnie online: brak użytkowników online
Copyright © 2015-24 by Łukasz Czyżycki