x

 

ZZA BRAMKI - VARIA
OCENA mocne: 0, słabe: 0
zobacz komentarze

Janusz Atlas - fan klub (vol 2: Choroba przewlekła)

06-04-2015, 07:28, Unikalnych wejść: 4776
ZZA BRAMKI
VARIA

Powiem Wam, że jestem zniesmaczony rozdawaniem przeróżnych dobrze płatnych funkcji osobom, które w połowie lat dziewięćdziesiątych zasłynęły z zachowań niegodnych reprezentantów Polski. Większość z Was tych sytuacji nie pamięta (gdyż ma po 20 lat). Ja pamiętam doskonale i... krew mnie zalewa. Wojtek Kowalczyk - człowiek, który jest - jak słusznie zauważył Janusz Atlas w felietonie "Pod Semaforem" - półanalfabetą z sześcioma klasami podstawówki, "robi" za futbolowego eksperta i komentatora w Polsacie. Jemu akurat zamierzam poświęcić za jakiś osobny artykuł w mojej rubryce "Futbol realny", więc poczekajcie cierpliwie, a wkrótce poznacie "Kowala".... Dzisiaj natomiast weźmiemy na warsztat Tomasza Iwana, który pełni reprezentacyjną funkcję jakiegoś wozidupy (kierownik? dyrektor? asystent? człowiek od noszenia bidonów z Isostarem? nadworny błazen?) przy kadrze Nawałki. Więc ja pytam - jak można powierzyć jakąkolwiek płatną robotę człowiekowi, który prawie 20 lat temu wypiął się na barwy narodowe?! Oto co się stało

2 czerwca 1996 roku odbył się w Moskwie towarzyski mecz Rosja - Polska. Trenerem - druga kadencja - był wtedy Antoni Piechniczek. Niestety - nie miał szans na sukces. W reprezentacji "brylowała" zupełnie inna generacja piłkarzy niż ta z lat 1981-86. Zawodnicy stali się zblazowani, egocentryczni, przedkładający własny interes nad dobro reprezentacji
, którą traktowali jak dojną krowę i miejsce, gdzie można sobie pochlać i wymienić z kolegami uwagi na temat swoich zarobków. Oto co czytamy w Wikipedii:

"Po dymisji Stachurskiego funkcję selekcjonera powierzono Antoniemu Piechniczkowi. Jego drugie podejście do pracy z kadrą nie było już jednak tak udane jak w latach 80. Swoją drugą selekcjonerską kadencję rozpoczął od porażki 0:2 w meczu towarzyskim z Rosją w Moskwie. Wówczas w drużynie narodowej po raz pierwszy pojawił się Jerzy Dudek, który jednak nie wszedł na boisko i na debiut musiał czekać do 1998. Po tym meczu z występów w reprezentacji zrezygnowali natomiast Tomasz Iwan, Andrzej Juskowiak i Wojciech Kowalczyk, obrażeni na selekcjonera po tym, gdy ten zdjął ich po pierwszej połowie z boiska" (...)


Wspomniany wyżej Wojtuś Kowalczyk w swojej książce "Kowal - prawdziwa historia" próbuje wcisnąć wszystkim kit i opowiada niestworzone brednie o tamtym meczu. Nie podobał mu się hotelik, kuchnia oraz metody treningowe szkoleniowca, który przecież dwukrotnie wprowadził reprezentację do turniejów finałowych mistrzostw świata! Te żenujące wywody nijak się mają do rzeczywistości! W albumie "Biało-czerwoni" opracowanym przez Andrzeja Gowarzewskiego (wydawcę prestiżowej i cenionej w świecie "Encyklopedii Fuji") czytamy na stronie 266:

"Skandaliczne zachowanie reprezentantów - Iwana, Juskowiaka i Kowalczyka, obrażonych na cały świat i trenera, który wymagał solidnego traktowania reprezentacji narodowej; niestety, ich postawa znalazła kilku medialnych "klakierów"

Do tych klakierów nie zaliczał się - na szczęście - Janusz Atlas, który w prezentowanym poniżej felietonie nie zostawił suchej nitki na jednym ze zblazowanych gwiazdorków. Gdy go przeczytacie i przemyślicie, zastanówcie się i odpowiedzcie samym sobie - czy Tomasz Iwan powinien pełnić jakiekolwiek funkcje przy reprezentacji Polski?!

***

„Piłka Nożna“ nr 31 (1206) 30/07/1996

 

Janusz Atlas
Choroba Przewlekła
 
   Zawodnik Tomasz Iwan oskarżył mnie publicznie, że jednym nieprzychylnym zdaniem zniszczyłem cały jego dorobek. Dwa idiotyzmy w jednym! Jak można drobną pisaniną zniszczyć dorobek całego życia?! A po drugie - jakim dorobkiem życiowym legitymuje się Iwan? Zapewne ma konto w banku i zapewne niesprawiedliwie wysokie, lecz co mnie to obchodzi? Przecież nie mam najmniejszego zamiaru dobierać mu się do sejfu.

   Z przykrością stwierdzam, że Iwan wygłupia się ostatnio na boisku i tak samo poza murawą. Wyszedł na durnia bełkocząc od rzeczy po meczu z Rosją i zamiast wziąć się w garść, opanować i wreszcie pomyśleć - bredzi dalej. Prawdopodobnie szuka winnych własnej nieroztropności, delikatnie mówiąc. Najłatwiej własne winy przypisywać dziennikarzom i to właśnie nasz rozkoszniaczek czyni. A przecież mnie to lata, co on łka na mój temat. Dużo poważniejsza jest sprawa Iwana z selekcjonerem Antonim Piechniczkiem. Póki co, sławny trener go skreślił z listy ewentualnych reprezentantów. Na własne życzenie piłkarzyka. No! To trzeba mieć nie po kolei...

   Nic a nic nie interesuje mnie holenderska tzw. kariera Iwana, ale światlejsi w tej materii koledzy mówią, że jego akcje w Feyenoordzie lecą na pysk. Podobno jest jakiś grajek holenderski, żaden tuz, żaden gwiazdor, który bez trudu wykolegował Tomeczka-gadułę z pierwszego składu. I nie kosztował kierownictwo klubu dwa czy ileś tam milionów dolarów, tylko nieprzesadną kwotę w guldenach. Ze stu i jeden powodów bardziej się Holendrom opłaca lansować rodaka niż internacjonała, za przeproszeniem, z Ustki. Choćby dlatego, że przy niższej wyjściowej wartości kontraktu, mniej mu się płaci. A przy okazji Feyenoord spełnia patriotyczny obowiązek i szkoli piłkarza, który się może przydać narodowej jedenastce Oranje.

   Co by podniosło prestiż Iwana? Oczywiście ranga reprezentanta Polski. Ale on na to machnął nogą, kompromitując się ze szczętem. Teraz może nawet żałuje, ale przecież każdy zna przysłowie: mądry Iwan po szkodzie...

   Ale przecież mógłby szkodę naprawić. Najprościej byłoby świetnie grać, co jednak przerasta możliwości gawędziarza. Więc może powinien przynajmniej przeprosić opinię publiczną w Polsce za wysoce naganne zachowanie, a przed Piechniczkiem - klęknąć i błagać o przebaczenie. Selekcjoner na starość złagodniał, to może po godzinie, czy dwóch, jęków i skowytów zawodnika - by zmiękł i ulitował się nad nieszczęśnikiem...

   Tymczasem Iwan gada, gada, rozpowiada. Lecz nikt (może poza odpytywaczem z „Gazety Wyborczej“) nie traktuje go poważnie. Ba! Są tacy (sam się do nich zaliczam), dla których prawdziwym zbawieniem jest puszczenie piłkarzyka samopas. Bo przecież bez Iwana, a nie z Iwanem, szanse drużyny biało-czerwonych na londyńskim Wembley rosną. Nie są przesadnie duże, lecz gdyby Tomaszek miał wyjść na Anglików, to na sukces Polaków nie postawiłbym ani pensa. Iwana trawi choroba zwana sodówką. Przykro, że w tym szczególnym wypadku jest to choroba przewlekła.

***
 

Autor: Mahdi
Wicemistrz Polski FM 2015, Mistrz Polski FM 2017, FM 2019, FM 2020, FM2021 i FM2022, 3. miejsce w Polsce FM 2018, Typer Sezonu 2020/21 - 2. miejsce, Typer Sezonu 2021/22 - 3. miejsce

KOMENTARZE
Brak komentarzy
Obecnie online: weche
Copyright © 2015-24 by Łukasz Czyżycki