x

 

ZZA BRAMKI - VARIA
OCENA mocne: 5, słabe: 0
zobacz komentarze

Prawdziwy futbol i anty-futbol – czyli jałowa dyskusja o… gustach!

24-11-2016, 23:07, Unikalnych wejść: 2271
ZZA BRAMKI
VARIA

 

 

 

 

 

 

Czy kolor niebieski jest  piękniejszy od zielonego?

Czy czerwone wytrawne wino ma bardziej wyrafinowany smak, niż białe półsłodkie?

Czy przyjemniejszy jest wypoczynek w górach, czy nad morzem?

Czy…

Tego typu pytań można by natworzyć  tysiące, namnażać bez końca. Tylko po co? Jaki jest sens szukać uniwersalnej odpowiedzi tam, gdzie nie może być ona uwarunkowana obiektywnymi czynnikami, lecz wynika z czyichś indywidualnych preferencji czy też chwilowych kaprysów? Innymi słowy, są pytanie, na które w takim samym stopniu właściwe będzie odpowiedzieć zarówno „tak”, jak i „nie”. Po prostu. W zależności od gustu odpowiadającego. I każdą z tych opcji należy uszanować, bo każdemu z nas ma prawo podobać się coś zupełnie innego, nawet jeśli jest to coś zgoła odmiennego od tego, co akurat preferuje nasz adwersarz. I dopóty tego nie zrozumiemy, dopóki będziemy mieć problem ze skonstruowaniem jakiegokolwiek dialogu. A jeśli nawet już nam się to uda, to większości przypadków skończy się to większymi lub mniejszymi „zgrzytami”, rzucaniem obraźliwych epitetów, czy też inną, mało elegancką próbą przeforsowania swoich racji.

Osobiście lubię, uwielbiam wręcz, słowne potyczki na argumenty. Pod warunkiem jednak, że taka dyskusja ma sens, prowadzi do ciekawych konkluzji, a kontrpartnerzy są otwarci na to, co ma do powiedzenia druga strona, potrafią siebie słuchać, a rozmowa przebiega w atmosferze wzajemnego szacunku. Miło jest wygrywać, umotywować tak swoje stanowisko, że oponent nie ma innego wyjścia, jak tylko przyznać nam rację. Ale – przynajmniej dla mnie- równie fajnym doświadczeniem jest natrafić na kogoś takiego, kto okazuje się odpowiednikiem przysłowiowego kamienia, na który natrafiła kosa. I wówczas to ja mogę dać się przeciągnąć na drugą stronę, zgodzić się z tym, co przekonuje mnie w argumentacji mojego rozmówcy – i przy okazji czegoś się od niego nauczyć. Tak właśnie – bo to żaden wstyd uczyć się od mądrzejszych od siebie. I naprawdę nie mam z tym problemu, jakoś wybitnie nie cierpi też na tym moje ego. Wszak podobno tylko krowa nie zmienia poglądów…

By jednak do zmiany czyichś poglądów dojść mogło, no i aby rozpoczynanie burzliwej dyskusji w ogóle miało sens, należy na wstępie zadać sobie podstawowe pytanie: czy jest o co kruszyć kopie…?

Do czego zmierzam i po cóż w ogóle ten przydługi wstęp? Otóż od dwóch dni przysłuchuję się z dość dużym zainteresowaniem i… rozbawieniem temu, co mówi się na temat tego, jak zaprezentowała się Legia Warszawa w przegranym 4:8 starciu z Borussią Dortmund? I w jakimś stopniu zagadnienie to łączę z dyskusją, jaka wywiązała się pod jedną z publikacji na naszym portalu:

Kto jest pedałem; Koke czy Cristiano Ronaldo? - KLIKNIJ

 

Mianowicie spór dotyczył stylu gry drużyny Atletico Madryt, a mnie jakoś automatycznie skojarzył się on (ten styl) z tym, czego przeciwieństwo ostatnio prezentuje w swoich meczach w LM Legia Warszawa. Czyli „zaparkowany w polu karnym autobus” versus otwarty, dynamiczny, ofensywny i radosny futbol. Nuda i monotonia w kontrze do miłego dla oka i emocjonującego widowiska. Tak w skrócie można by scharakteryzować styl gry zespołów pod wodzą Diego Simeone i Jacka Magiery. „Anty-futbol”  w opozycji do „prawdziwego futbolu”.

Oczywiście takie przedstawienie sprawy, stawia ekipę z Madrytu  w złym świetle, każe wręcz z politowaniem i niechęcią patrzeć na postawę prezentowaną przez hiszpańską drużynę. Z kolei do Legionistów, po tym, co pokazali w meczach z Realem i Borussią nikt raczej nie może mieć większych pretensji, tak jak nie można winić Ikara za to, że zapragnął mieć skrzydła i poleciał zbyt wysoko. Nawet jeśli upadek po takim „locie” jest bolesny a ceną jest rekordowa liczba straconych goli, to jednak oni i tak nadal są z siebie dumni – bo przecież nie przestraszyli się utytułowanych rywali, nie „zamurowali” własnej bramki, bo w końcu przecież próbowali nawiązać walkę jak równy z równym i – o dziwo – niekiedy to im się udawało! Nietrudno więc wykrzesać w sobie sympatię dla takiego Kopciuszka w LM, który mimo tego, że nikt mu nie dawał większych szans po losowaniu grup, potrafił swoją postawą pięknie zaskoczyć swoich kibiców i dać im wiele radości i mnóstwo pozytywnych emocji. To trzeba Legii oddać i za to ją chwalić.

Czy jednak te 8 goli, które Legia pozwoliła sobie wbić w środę w Dortmundzie, to jednak nie jest obciach? Dodać należy, że w dwumeczu z Borussią mówimy już o rekordowych 14 utraconych bramkach… Wątpliwy to więc powód do dumy – powie ktoś. Marna to satysfakcja strzelić jednemu z najpotężniejszych klubów w Europie aż 4 gole na jego własnym stadionie, lecz jednocześnie pozwolić sobie zaaplikować dwa razy tyle – doda ktoś inny. I nie sposób odmówić tym stwierdzeniom racji. Idąc dalej tym tropem myślenia, można odwrócić definicje wspomnianego wcześniej „anty-futbolu” i negując grę i dokonania Legii, uczynić z gry Atletico wzorcowy przykład, postawę godną naśladowania.

Czyż bowiem w ostatecznym rozrachunku nie liczy się końcowy wynik? Czy przypadkiem punkty w futbolu nie przyznaje się za zdobyte gole, nie zaś za piękną, finezyjną, zapierającą dech w piersiach grę? Czy meczu nie wygrywa ten, kto jest bardziej skuteczny i potrafi wykorzystać sytuacje, nie zaś ten, kto dłużej utrzymuje się przy piłce i misternie konstruuje jedną ofensywną akcję za drugą. Nota bene, wczoraj Bayern w Rostowie był w posiadaniu futbolówki przez jakieś 70% czasu gry. Kto oglądał to spotkanie wie, że efekty tego były marne – niemiecki gigant wrócił do Monachium z niczym, zaś komplet punktów zainkasował rosyjski słabeusz…

Wracając jednak do Atletico – to, co dla jednych jest nie do zaakceptowania i po prostu im się nie podoba w stylu gry tej drużyny, dla innych będzie czymś fenomenalnym. W czymś, co jedni nazwą „anty-futbolem”,  inni odnajdą sens i kwintesencję gry w piłkę. Co dla jednych będzie nudą i brakiem finezji, dla innych wspaniałą taktyką, którą zawodnicy realizują z żelazną konsekwencją. Co jedni nazwą brutalnością i chamstwem, inni określą mianem waleczności i poświęcenia. Oczywiście zakładam, że to wszystko mieści się w ramach przepisów i sędzia nie musi reagować na przejawy boiskowej agresji – bo wówczas należałby oczywiście nazywać rzeczy po imieniu.

A Legia? Dwugłos i potężne dyskusje na wszelkiego rodzaju portalach  i forach internetowych pokazują, że nie sposób jednoznacznie ocenić tego, co wyczyniali na dortmundzkiej murawie piłkarze Jacka Magiery. To był szalony mecz, wymykający się wszelkim schematom, jak nawet stwierdził trener gospodarzy, Thomas Tuchel: Przebieg spotkania był w każdej fazie surrealistyczny.”

I to zdanie chyba najpełniej oddaje koloryt i niepowtarzalność tego widowiska. Prawdziwy piłkarski spektakl z oryginalnym scenariuszem nie do podrobienia, na który bilety powinny kosztować co najmniej dwa razy tyle, co na „zwykły” mecz. Bo takie emocje, jakie zafundowali swoim kibicom bohaterowie tego spotkania, warte są każdych pieniędzy! Jak dla mnie – futbolowe crème de la crème! Mogłabym tego typu starcia oglądać już zawsze i pewnie nigdy by mi się nie znudziły. W takim futbolu można się zakochać, a tak odważnie grających Legionistów podziwiać i nawet próbować zrozumieć ich boiskowy heroizm, takie rzucanie się w ogień – ze świadomością, czym to grozi i jak boleśnie może się skończyć. Skoro jednak mieli od trenera zielone światło na otwartą, ofensywną grę, to nikt chyba nie ma prawa ich krytykować. Jeśli już ktoś bardzo chce „pojechać” po Legii za tę dotkliwą porażkę w Dortmundzie, to powinien zacząć od oceny taktyki Jacka Magiery na ten mecz i od jego decyzji personalnych, jeśli chodzi o skład pierwszej jedenastki. Zresztą sam trener wziął za to pełną odpowiedzialność i raczej nie żałował podjętych wcześniej decyzji. Po meczu, powiedział m.in.:

„Doświadczenie jakie zbieramy w Lidze Mistrzów jest ogromne. Jestem przekonany, że lekcje nie pójdą na marne i wrócimy mocniejsi. Za jakiś czas możemy z takimi rywalami jak BVB walczyć niczym równy z równym. Przez większość meczu graliśmy odważnie, bo czemu nie? Nie takie zespoły jak my, przegrywały w Dortmundzie. Chcieliśmy wyprowadzać piłkę od bramkarza, żeby się czegoś nauczyć - kazałem to robić piłkarzom. Dziecko mające roczek, uczy się chodzić. Jeśli będzie się przewracać i podda się, nie zrobi postępów. My się nie poddamy i chcemy się uczyć grać jak najlepszy futbol (…)

Po meczu powiedziałem piłkarzom, że jeszcze tutaj wrócimy. Najpierw trzeba jednak wygrać Ekstraklasę. Musimy przyjąć na klatę ilość straconych, ale i strzelonych goli. To nauka, ale mało kto zdobywa w Dortmundzie cztery bramki. Tempo i intensywność z Ligi Mistrzów postaramy się przenosić na ligę - będziemy wtedy trudni do zatrzymania. Będzie to również sprawiać, że polska piłka może się w ten sposób rozwijać.”

 

Tyle Magiera. Jak zwykle – konkretnie, stanowczo, z pełnym przekonaniem. Mnie także to przekonuje. Ale w takim samym stopniu jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować filozofię Diego Simeone, który ma nieco inne podejście do swoich piłkarzy i zupełnie odmienne cele na boisku. Ale takie jego trenerskie prawo. Dopóki cele są osiągane, zarząd klubu akceptuje pracę szkoleniowca i wyniki drużyny, zaś kibice przychodzą taką drużynę oglądać, na boisku jest miejsce dla każdej odmiany futbolu, dla tego nazywanego „anty-futbolem” także – cokolwiek miałoby to znaczyć…


Autor: Nikita

KOMENTARZE

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

26-11-2016, 11:26

@Shrek - masz całkowitą rację, że dla postronnego obserwatora to było wyśmienite widowisko, zaś dla ekspertów arcyciekawy materiał analityczny pt. "Jak NIE WOLNO grać w obronie".
Ja w trakcie meczu zwracałam uwagę na wyraz twarzy trenera Niemców, Tuchela - raczej daleki był on od ekstazy, mimo gradu bramek, jakie wbili Legionistom jego gracze. Dortmundzka obrona także się nie popisała i mogą się tylko cieszyć, że dzięki fenomenalnym transferom zapewnili sobie coś w rodzaju tornado w ofensywie i udało im się więcej strzelić niż stracić.
Choć, jak zaznaczyłeś, to zagrali głownie rezerwowi, skład eksperymentalny, bez zgrania - po prostu poszli na żywioł...

Jeśli chodzi o to, co napisałeś o defensywie Legii i jej dwóch kluczowych (w sensie negatywnym) bohaterach, to w zasadzie mogłabym się pod tym podpisać.

@ Marass - a ja jednak pozostanę przy stanowisku, że jak już przegrać, to fajnej grze, niż po nudnym obwarowywaniu własnego pola karnego w oczekiwaniu na szturm przeciwnika.
Zgadzam się natomiast co do tego, że inaczej patrzy się i komentuje mecze, do których nie mamy stosunku emocjonalnego, a zupełnie inne mamy oczekiwania wobec tych, na których nam zależy. Punkt widzenia zależny od punktu siedzenia ;)
Ps. Cieszę się, że mój tekst Ci się podobał :)

Fubar, dnia 25-11-2016, 13:01, napisał:
Podsumowanie występów Legi dotychczas, to tyle że w tej LM są. I może lepiej nie komentować reszty. Niech się uczą czy co tam chcą, przeżyją fajną przygodę, bo chyba dla nich to będzie przygoda życie taka raz w karierze, chyba że znowu trafi się im losowanie jak ślepej kurze ziarno. A czy przynieśli swoim kibicom radość? To już pytanie do kibiców Legi ;-)


No właśnie - czy są tutaj jacyś zdeklarowani kibice Legii? Oprócz mnie oczywiście ;)
Ja jednak kibicuję tej drużynie w takim samym stopniu, w jakim kibicowałabym każdej innej z Polski, która reprezentowałby nasz kraj w europejskich pucharach...
Mnie Legia Magiery sprawia sporo frajdy i coś mi podpowiada, że nie jestem w tym osamotniona...


Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

27-11-2016, 00:21

Fubar, dnia 25-11-2016, 13:01, napisał:
Podsumowanie występów Legi dotychczas, to tyle że w tej LM są. I może lepiej nie komentować reszty. Niech się uczą czy co tam chcą, przeżyją fajną przygodę, bo chyba dla nich to będzie przygoda życie taka raz w karierze, chyba że znowu trafi się im losowanie jak ślepej kurze ziarno. A czy przynieśli swoim kibicom radość? To już pytanie do kibiców Legi ;-)


Odpowiedź znajdziesz w tym artykule autorstwa paweldemon (jak również w komentarzach pod tym artykułem). Sam tytuł "Demon w niebie..." już w zasadzie mówi wszystko :

http://myfootballmanager.pl/post/736/demon-w-niebie/1#komentarz19655

Zacytuję najlepsze fragmenty:
"Na koniec jeszcze coś...sprawdziłem...nie jestem wariatem, nawet kilkudziesięcioletni kibice Legii Warszawa przecierają oczy ze zdumienia, bo ich i nasz ukochany klub nigdy nie grał takiego totalnego futbolu. A może to właśnie my jesteśmy wariatami??? Nie ważne, najważniejsze, że jesteśmy szczęśliwi!

I tak o to zdewociały, krnąbrny i ciągle narzekający paweldemon znalazł się na swojej niebiańskiej polanie, pełnej spokoju, ciszy i pięknego futbolu!!! Brakuje może tylko 50 dziewic ;)"


"(...) Natomiast co do Besnika Hasiego. Dla mnie ważne jest tylko to, że po 10 meczach jego Legii miałem ochotę się powiesić, a po 10 meczach Zagłębia czy Legii Jacka Magiery byłem wniebowzięty."

Fubar
Typer Sezonu 2017/18 - 2. miejsce


Komentarzy: 1343

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Niezłomny Celt

Dołączył: 2015-12-03

Poziom ostrzeżeń: 0

29-11-2016, 11:41

Przyznam szczerze, że kibicem Legi nie jestem i nie będę choć szanuję ten Klub i jego historię. Natomiast jestem fanem Pana Jacka Magiery, nie za to co robi teraz ale za to co robił, kiedy nie było o nim głośno. To on zajmował się młodzikami ich opiekom i rozwojem. Gdyby każdy zespół w Polsce miał w swoich strukturach takich ludzi było by genialnie.
Obecnie online: brak użytkowników online
Copyright © 2015-24 by Łukasz Czyżycki