x

 

ZZA BRAMKI - VARIA
OCENA mocne: 8, słabe: 0
zobacz komentarze

Bayern Monachium – dlaczego właśnie temu klubowi kibicuję najmocniej?

02-04-2016, 00:46, Unikalnych wejść: 16519
ZZA BRAMKI
VARIA

 

 

 

 

KIBIC DRUGIEJ KATEGORII

Nie zamierzam ukrywać, że jeśli chodzi o moje kibicowanie Bayernowi, to jest ono raczej o tyle mocne, co niestałe… To znaczy, w tym momencie z całego z serca życzę bawarskiemu klubowi sukcesów na wszystkich możliwych frontach - potrójnej korony, a w ramach "wisienki na torcie", tytułu króla strzelców dla Roberta Lewandowskiego. Tym samym, trzymam kciuki za Pepa Guardiolę i mam nadzieję, że opuszczając Monachium, nie będzie on musiał czuć się gorszy od swojego poprzednika, który trzy sezony temu, zawiesił mu poprzeczkę naprawdę bardzo wysoko. Ale wracając do kibicowania i mojego stosunku do ekipy z Monachium. Wspomniałam wcześniej, że nie jestem stała w klubowych uczuciach… Zagorzali fani Bayernu zapewne nazwaliby mnie „chorągiewką na wietrze”, kimś nieautentycznym w swej sympatii dla drużyny. Może nawet zasłużyłam sobie na miano kibica drugiej kategorii, albo nawet (jak się ostatnio przyjęło w naszym kraju mówić), kibica „drugiego sortu”… Prawda jest taka, że faktycznie, nie ma we mnie jakiegoś szczególnego przywiązania do barw klubowych, a moje dopingowanie Bayernowi, nierozerwalnie związane jest z obecnością w tej drużynie Roberta Lewandowskiego. Gdyby nasz najlepszy snajper, dajmy na to, skusił się swego czasu na (zapewne bardzo interesującą) propozycję  Florentino Péreza, to dziś byłabym wierną-niewierną… fanką Realu Madryt! A moje serce biłoby mocniej przy Santiago Bernabeu, nie zaś na Allianz Arena…


Tak, mam świadomość, że moje kibicowanie jest nieco dziwne, dla niektórych wręcz niepojęte - nie do przyjęcia po prostu… Tak, jak zaznaczyłam na moim profilu, gdy zakładałam sobie konto na tej stronie, kibicuję wszystkim drużynom, w których grają nasi reprezentanci. Tak to właśnie u mnie wygląda – to nie kluby, ich historie i barwy, są dla mnie najważniejsze. Liczą się ludzie, piłkarze, których podziwiam, za których trzymam kciuki, a ich kariery śledzę od dawna. Moje sympatie wyznaczają wektory transferów, a miłość do klubu na ogół trwa tyle, co czas kontraktu mojego futbolowego idola… Choć bardzo często sentyment pozostaje na dłużej – jak chociażby w przypadku Borussii Dortmund. Zwłaszcza że sam Lewandowski raczej także ma pozytywne skojarzenia z Dortmundem, no i zapewne ma też świadomość, jak wiele temu klubowi zawdzięcza. Dlatego ja życzę BvB jak najlepiej (czyli wicemistrzostwa…), zwłaszcza, że jej barw nadal broni Łukasz Piszczek, którego także bardzo cenię i lubię. Byłoby wspaniale, gdyby obydwa kluby z Polakami w składzie, znalazły się na podium niemieckiej Bundesligi (co jest akurat wielce prawdopodobne), a na dokładkę, zostały triumfatorami europejskich pucharów – to byłoby już naprawdę coś fantastycznego! Oczywiście  urzeczywistnienie tej drugiej opcji, będzie szalenie trudne, ale przecież nie jest niemożliwe.


 

Oczywiście ten mój autorski system kibicowania (co prawda jeszcze go nie opatentowałam, ale…), tyczy się jedynie zagranicznych klubów. Gdyby bowiem któryś z polskich ligowców nadal liczył się w walce o prymat w Europie (nieważne czy to LM, czy LE), całym sercem byłabym po jego stronie. Bez względu na miasto, z jakiego klub się wywodzi i kto stanowi o sile jego kadry. Jednakże przedstawiciele Ekstraklasy, mecze toczone w ramach europejskich pucharów, mogą oglądać podobnie jak ja – na ekranie telewizora… Skoro więc (póki co) sytuacja na krajowym podwórku wygląda tak, a nie inaczej, skupiam się na dokonaniach tych Polaków, którzy bronią barw naprawdę znanych i cenionych w Europie firm. Cieszę się z każdego ich sukcesu i jestem dumna – ponieważ zdecydowana większość z nich, to ludzie stanowiący wspaniałą wizytówkę nie tylko polskiego futbolu, ale Polski w ogóle.

 

 

PEP GUARDIOLA – CZŁOWIEK, KTÓRY MA COŚ DO UDOWODNIENIA

Poprzednik Hiszpana, Jupp Heynckes mocno zaakcentował swoje pożegnanie z Allianz Arena. Zdobył z Bayernem Monachium wszystko, co było do zdobycia, zaskarbił sobie dozgonny szacunek i wdzięczność kibiców, odszedł w chwale. W sumie bardzo podobna sytuacja, jak wcześniejsze rozstanie Guardioli z Barceloną. Czy te scenariusze mają szansę się powtórzyć? Czy hiszpański szkoleniowiec jest w stanie udowodnić wszystkim, że potrafi doprowadzić drużynę do tryumfu w Lidze Mistrzów, Pucharze Niemiec i Bundeslidze? A to, co po sobie pozostawi, to nie będą zgliszcza, tylko wspaniałe i okazałe pomniki futbolowej historii? To się okaże już niebawem. Ja jestem przekonana, że  ten niebywały bez wątpienia wyczyn, leży w zasięgu jego możliwości. Nawet uwzględniając wszelkie kłopoty kadrowe drużyny  Bayernu, problemy z kontuzjami itp., wierzę, że jest to możliwe.

Nigdy nie darzyłam Pepa Guardioli jakąś specjalną estymą. Bez szczególnej sympatii patrzyłam na jego kolejne osiągnięcia i tytuły. Nie zachwycał mnie ani styl gry preferowany przez Hiszpana, ani jego pełen ekspresji sposób prowadzenia zespołu w trakcie meczu, z pozycji ławki trenerskiej. Jednakże zawsze doceniałam jego osiągnięcia. Uważałam, że i owszem, wyniki ma imponujące - przecież tego, co pokazywał z Barceloną, nie da się w żaden sposób zakwestionować, czy umniejszyć. Zresztą, od kiedy przejął Bayern Monachium, jego kolekcja trofeów jeszcze bardziej się powiększyła. Jednakże te wyniki uważałam za tak oczywiste i łatwe, jak, nie przymierzając, oddychanie. Osiągał je jakby programowo, z automatu, jakby taki był ustalony z góry, porządek rzeczy w futbolowym świecie. Jakby nie musiał o nic walczyć, starać się, a wszystko działo się samo - bez jego większego udziału i wysiłku. A przecież to nieprawda… Dziś to już wiem. Ale kiedyś, pomiędzy słowem "Guardiola" a słowem "sukces", stawiałam zawsze znak równości - w przekonaniu, że innej możliwości nie ma, bo przecież być nie może... Gdy więc w zeszłym sezonie, Bayern odpadł z LM na etapie półfinałów ulegając Barcelonie, byłam mocno zdziwiona (podobnie zresztą, jak rok wcześniej). Jak to? Przecież Pep jest do bólu konsekwentny w tym, co robi i do bólu skuteczny. W zasadzie zawsze osiąga to, co sobie wcześniej założył. Okazuje się, że jednak nie zawsze wszystko się udaje, nawet takim gigantom trenerskim, jak on...

 

 

TRUDNA PRZEPRAWA Z JUVENTUSEM

Kiedy w środę (16 marca), po fatalnej pierwszej połowie rewanżowego meczu z Juventusem Turyn w 1/8 finału LM, wszyscy już widzieli ponownie wyeliminowany z tych prestiżowych rozgrywek Bayern, ja jednak znów spokojnie czekałam na bramki Lewandowskiego i spółki. Padły one w końcu, choć cierpliwość fanów klubu z Bawarii, wystawiona została na najwyższą próbę… Monachijczycy cierpieli „przeokrutnie”,  gdyż takiego początku spotkania z pewnością sobie nie zakładali nawet w najgorszych koszmarach – dwie szybko strzelone przez przeciwnika bramki (a mogły być trzy…), wybiły ich kompletnie z rytmu i  obróciły w pył założenia taktyczne trenera. To nie tak miało być, nie tak to miało wyglądać – zagubienie i bezradność widać było na każdym kroku. Jak to trafnie wówczas ujął dziennikarz sportowy Michał Trela we wpisie na Twitterze:

„Gdy Bayern dominuje, dominuje absolutnie. Gdy jest bezradny, jest bezradny absolutnie.”

Z kolei, Robert Lewandowski, w pomeczowym wywiadzie wyznał:

„W pierwszej połowie nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia. Dopiero po pierwszej bramce wróciliśmy z zaświatów”.

I rzeczywiście tak właśnie było – pierwsza część meczu była w wykonaniu Bayernu po prostu zaskakująco słaba. Na szczęście udało się dotrwać do przerwy, a następnie, po nieustępliwym parciu na bramkę rywala, doprowadzić do strzelenia  gola kontaktowego. Nie bez znaczenia jest dla mnie fakt, że to nie kto inny, a nasz czołowy snajper i najlepszy piłkarz, dał kolegom sygnał do ataku i jednocześnie obudził w nich nadzieję na końcowy sukces. Do tego bowiem momentu, morale zawodników Bayernu raczej nie było za wysokie, co później przyznał w wywiadzie Robert Lewandowski, gdy mówił:

„Juventus nas trochę zaszokował”.

Ten „zaszokowany” i bardzo długo bezradny Bayern, jednak w końcu podniósł się z kolan i udowodnił wszystkim, że nie można nigdy przedwcześnie go skreślać. Z kolej Pep Guardiola dowiódł, że potrafi wykorzystać te kilkanaście minut przerwy, by zmotywować i ustawić ponownie zespół tak, by ta metamorfoza przyniosła pożądane rezultaty. Dwa upragnione gole (drugi praktycznie w ostatnich sekundach meczu…) i czekała nas dogrywka. I znów potrzeba było mocnych, męskich słów, by przekonać wątpiących i uskrzydlić, tracących siły. Tym razem, jak zdradził po meczu Thomas Müller, Hiszpan postraszył swoich podopiecznych, że jeśli nie wygrają dogrywki, to „obetnie im j _ _ _”! Hmm…, powiedzmy, że chodziło atrybuty męskości. No cóż, w kontekście późniejszych wydarzeń na boisku, można chyba zgodzić się ze stwierdzeniem,  że cel osiągnął. Natomiast środków, jakie zastosował, do osiągnięcia jego realizacji – nie wypada mi komentować i jakoś szczególnie analizować… To ja tutaj ślęczę godzinami nad artykułami o roli psychologii sportu, treningu mentalnym itp., a okazuje się, że czasem zamiast naukowego podejścia, wystarczy kilka prostych, mocnych słów… Ale może to właśnie jest klucz do sukcesu – prostota i konkret? Bez zbędnego mentorstwa, wyszukanego słownictwa i wysublimowanych zwrotów? Ach ten męski świat dosadnych pogadanek motywacyjnych… Nie zamierzam ich jednak negować – przynajmniej do czasu, gdy będą przynosić pożądane efekty!

 

 

PRZYCZAJONY TYGRYS, UKRYTY SMOK...

Jakoś tak utkwił mi w pamięci tytuł, nakręconego jakieś 16 lat temu w konwencji kung-fu filmu, z motywami sztuk walki i dalekowschodniej filozofii. Lubię czasem do niego nawiązywać, doszukując się wszelkich analogii. Przyczajony tygrys, ukryty smok – żadne inne określenie nie pasuje mi dzisiaj bardziej do Bayernu Monachium. Ten borykający się z kontuzjami, mocno lekceważony przez niektórych piłkarskich ekspertów klub, sprawia wrażenie takiej „przyczajonej bestii” właśnie. Zaś jego prawdziwa i potencjalna moc, wydaje się być (póki co), mocno zakamuflowana – czyli ukryta. Bayern od jakiegoś czasu nie jest już taką „maszynką do wygrywania”, jak na początku sezonu, nie daje gwarancji zwycięstw, daleko mu do równej formy – dzięki czemu kiedyś można było w ciemno obstawiać kolejne zwycięstwa. Dziś mecze dobre przeplatają się z tymi słabymi, a fenomenalne momenty, z tymi, które obnażają bezradność ekipy Pepa Guardioli. Takie są fakty, taki obrazek możemy zaobserwować, patrząc na boiskowe poczynania Bayernu. Co by jednak nie mówić, z finezją czy bez, w porywającym stylu, czy wręcz przeciwnie, Monachijczycy coraz bardziej przybliżają się do trzeciego z rzędu mistrzostwa Niemiec (mając 5 punktów przewag nad drugą Borussią Dortmund). Za chwilę zapewne uda im się pokonać w półfinale Pucharu Niemiec (19 kwietnia) Werder Brema, by następnie powalczyć o tytuł z triumfatorem starcia Borussia – Hertha. No i na koniec – Liga Mistrzów, trzecie podejście Pepa za sterami Bayernu… To zadanie wydaje się być najtrudniejsze,  zdaniem niektórych – wręcz niewykonalne dla Bayernu. Taka klasyczna, futbolowa Mission Impossible. Bo plaga kontuzji. Bo drużyna z Bawarii nie jest już taka przekonująca i dominująca w lidze, jak w poprzednich okresach. Bo atmosfera w drużynie po ogłoszeniu decyzji trenera (o jego odejściu do Manchesteru City po zakończonym sezonie), nie jest już tak dobra, jak dawniej. Wreszcie, bo na drodze do zdobycia upragnionego pucharu LM, zdarzają się jej wpadki i potknięcia, jak te z Arsenalem, czy męczarnie i nerwy – tutaj za przykład posłużyć może ostatnie starcie z Juventusem.

 

Powodów i przeszkód jest wiele. Fakt. Ale, paradoksalnie, to w tych przeszkodach i słabościach, tkwi siła i moc, która, moim zdaniem, pozwoli wznieść się piłkarzom na szczyty ich możliwości i pokonać wszelkie trudności i przeciwności losu. To w tej trudnej sytuacji właśnie tkwi źródło motywacji i siły mentalnej zawodników, na których tryumf w Lidze Mistrzów, mało kto dziś stawia. Zwłaszcza gdy popatrzymy na to, co wyczynia, zabójcze dla każdej defensywy, trio Messi – Neymar – Suarez… Barcelona sieje postrach nie tylko w La Liga. Barcelona Luisa Enrique spędza dziś sen z powiek wszystkim tym, którzy marzą o tym, by unieść puchar LM. Tak samo, jak to niegdyś robili piłkarze katalońskiego klubu pod wodzą obecnego szkoleniowca drużyny z Bawarii. Na dzień dzisiejszy, w bezpośrednim starciu tych drużyn, faworytem byłaby Barcelona. Bez względu na to, czy miałyby się one spotkać w samym finale, czy też wcześniej. Dla mnie jednak to Bayern ma większy potencjał i zasób (ukrytych) sił. Parafrazując tytuł wspomnianego już przeze mnie filmu, obecną taktykę i plan Guardioli, nazwałabym tak oto: „Przyczajony Bayern, ukryta Moc”. Ma ona polegać na zmyleniu przeciwnika właśnie takimi słabszymi meczami, jak chociażby ten przegrany z Mainz w lidze, czy beznadziejna pierwsza połowa w starciu z Juve. Oczywiście nie uważam, że Pep Gurdiola celowo każe piłkarzom przegrywać, czy też świadomie wystawiać nerwy swoich kibiców na ciężkie próby. Po prostu myślę, że chociaż Hiszpan rzeczywiście boryka się z całą masą problemów, to jednak potrafi wyciągać właściwe wnioski i czerpać siłę z tego wszystkiego, co pozornie powinno go przygniatać i zniechęcać. Jest przecież bogatszy o doświadczenia – łatwiej mu zatem powinno przyjść wyeliminowanie błędów i skorygowanie ewentualnych niedoskonałości taktycznych. Poza tym coś mi mówi, że w Bayernie tkwią jeszcze gdzieś wielkie, dotychczas niewykorzystane rezerwy, ogromne pokłady boiskowej mocy, która zmaterializuje się w odpowiednim momencie. Gdzież one się znajdują? Nieistotne. Być może okaże się, że w niesamowitej intuicji prawdziwego „lisa pola karnego”, Thomasa Müllera , albo w geniuszu Lewandowskiego, który potrafi gole strzelać seriami? A może to boki będą kluczowe – i znowu da o sobie znać para skrzydłowych: Coman – Costa? Nie można także wykluczyć reaktywacji „złotego dziecka niemieckiego futbolu” – i wówczas ponownie olśnią nas przebłyski geniuszu Mario Götze? Ewentualnie, w bramce czynił cuda będzie Manuel Neuer… Tak czy inaczej, tym razem wreszcie Bayernowi się uda! A Robert Lewandowski wraz z kolegami, wzniesie w Mediolanie puchar Ligi Mistrzów! Jeszcze tylko kilka „drobnych” przeszkód, kilka warunków do spełnienia. Na pierwszy ogień, Benfica Lizbona. Tym razem powinno być łatwiej, niż z Juventusem, choć przecież na tym etapie, nikt „spacerku” nie powinien się spodziewać. Jednak sukces jest bardzo blisko w każdym razie, jak najbardziej realny.

I nie wydaje mi się, żeby to były tylko i wyłącznie pobożne życzenia, czy też zaklinanie boiskowej rzeczywistości. Choć oczywiście, to co mówię, leży w sprzeczności z opiniami licznych futbolowych ekspertów, a także bukmacherów… Rzecz jasna, biorę pod uwagę możliwość pomyłki – tego, że niewłaściwie oceniam sytuację, a moje prognozy sterowane są przez osobiste sympatie i subiektywną analizę sytuacji klubu ze stolicy Bawarii… Ale taki właśnie – a nie inny – jest mój punkt widzenia, co do którego mam naprawdę szczere przekonanie i wielką nadzieję na to, że mój scenariusz się sprawdzi. Niemniej jednak, z szacunkiem podchodzę do każdej innej wizji i prognoz dotyczących postawy Bayernu w najbliższych tygodniach. Bo każdy z nas ma prawo kibicować i marzyć tak, jak chce. Dyskutować. Typować. Obstawiać. A przecież i tak wszystko zweryfikuje boisko – trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż któryś ze scenariuszy okaże się tym prawdziwym. Bo w futbolu i w ogóle w kibicowaniu, jest tylko jedna rzecz bardziej fascynująca, od samego meczu – emocje związane z czekaniem na ten mecz…

 


Autor: Nikita

KOMENTARZE

Delkopcio88
Nagroda Fair Play w eliminacjach 1. Edycji RM


Komentarzy: 313

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Wójt ze Szczecina

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 18:02

Nascimento może i sezon 07/08 mieli słabszy i nie do końca udany ale to była ta sama drużyna która w 2006 wygrała ligę i LM a sezon później wygrali puchar a lige przegrali róznicą bramek a biorąc pod uwagę, że trenerem wtedy był inny "wielki" trener Frank to dla mnie byli samograjem ;)

Kira
Debeściak


Komentarzy: 546

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Chuck Norris

Dołączył: 2016-03-09

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 18:20

Nie musisz się tłumaczyć w 1/3 tekstu, o czym będą 2/3. Dałem mocne bo mi się podobało. Nie daję "słabych" z góry, podobnie jak mocnych. Reszta mi się podobała, prócz tego mam podobne zdanie.

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 22:20

Nascimento1998, dnia 02-04-2016, 17:42, napisał:
Wiesz, w sumie Cię nawet rozumiem, bo sam za czasów gry trójki Polaków w BVB życzyłem im jak najlepiej, jednak nie do końca tak, jak w Twojej sytuacji z Bayernem:-)

Ciężko mi to tak ogólnie zrozumieć, jako stałą tego typu sympatię, ale cóż - Twój wybór;-)

A w Polsce są takie piękne kluby, stadiony...;-)

Co do dalszej części to bardzo ciekawy i interesujący artykuł - naprawdę miło było go przeczytać, choć Bayern i tak nie wygra LM;-)


Nasci, jakoś wcześniej przeoczyłam ten Twój pierwszy komentarz, przeczytałam tylko ten, gdzie cytujesz @Delkopcio. A zatem odniosę się do niego teraz.
Nie jestem pewna, czy do końca dobrze mnie zrozumiałeś... Piszesz:
"Ciężko mi to tak ogólnie zrozumieć, jako stałą tego typu sympatię, ale cóż - Twój wybór;-)"

No właśnie, ja wyjaśniam w moim artykule, że ta sympatia nie koniecznie jest stała... Raczej ulotna i tymczasowa ;) No chyba, że Lewandowski zamierza grać w Bayernie do emerytury - wówczas obiecuję być stała w uczuciach na dłużej ;)

Co do naszych polskich stadionów i klubów - ależ możesz liczyć na mnie w tej kwestii! Niech tylko potrafią z klasą zaprezentować się na arenie międzynarodowej, zapewniam, że będę potrafiła to docenić! Co jakiś czas (co kilka lat), zdarza się to jakiemuś polskiemu klubowi. Szkoda że tak rzadko i że za każdym niemal razem, jest to jakaś inna drużyna. Gdybyś wiedział, jak bardzo kibicowałam Twojemu Lechowi, gdy próbował coś ugrać w LE. I jak się cieszyłam, gdy przynajmniej udało im się ograć Fiorentinę, choć wcześniej zawodzili na całej linii... No nie ważne. W każdym razie, na ogół jestem całym sercem z każdym (klubem, zawodnikiem), który reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej.

Powiadasz, że Bayern nie wygra LM. Hmm...
E tam nie wygra! W Mediolanie to w zasadzie mogliby już zacząć grawerować na pucharze: FC Ba...... Oczywiście, że nie chodzi o Barcelonę! Wiadomo o kogo ;)

Nascimento1998


Komentarzy: 1419

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 22:31

Jako stałą w sensie, że stale przeskakujesz z klubu do klubu, złego słowa użyłem, tekst zrozumiałem dobrze :)

Nikita, dnia 02-04-2016, 22:20, napisała:
Co do naszych polskich stadionów i klubów - ależ możesz liczyć na mnie w tej kwestii! Niech tylko potrafią z klasą zaprezentować się na arenie międzynarodowej, zapewniam, że będę potrafiła to docenić!


Po co komu te europejskie puchary? I tak jest bardzo fajnie ;) Choć fakt - osiągnięcia w tych rozgrywkach nikomu nie zaszkodzą. Pamiętajmy, że piszę to, jako jednak fanatyk naszych lig ;)

Wiem, że na pewno kibicowałaś Lechowi, absolutnie tego nie neguję :)

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 22:54

Delkopcio88, dnia 02-04-2016, 18:02, napisał:
Nascimento może i sezon 07/08 mieli słabszy i nie do końca udany ale to była ta sama drużyna która w 2006 wygrała ligę i LM a sezon później wygrali puchar a lige przegrali róznicą bramek a biorąc pod uwagę, że trenerem wtedy był inny "wielki" trener Frank to dla mnie byli samograjem ;)


I o czym to świadczy? Tylko o tym, że to, co kiedyś się sprawdzało i świetnie funkcjonowało, w pewnym momencie przestało przynosić pożądane efekty. Drużyna (skądinąd świetna), potrafiąca wygrać LM, w następnym sezonie siadła na laurach, nic nie zdobyła, odszedł trener, a w szatni podobno klimat był nieciekawy. Jednym słowem kryzys. Albo, jak kto woli - wyczerpanie formuły współpracy.
I taką to drużynę zastał Gurdiola... To nie był, jak twierdzisz "samograj", ale raczej grupa bardzo dobrych graczy (niektórzy nieco zblazowani podobno byli i w dodatku z przerośniętym ego), którzy raczej nie stanowili już wtedy zgranej drużyny, a zlepek indywidualności, często bez motywacji, "wypalonych".

Jeśli już trafił się kiedyś Pepowi „samograj”, to tylko w Bayernie - w spadku, jaki zostawił mu Jupp Heynckes.

Jednak w przypadku Barcelony z pewnością tak nie było. Statystyki i fakty, przeczą temu dobitnie. Powiem to jeszcze raz: sezon 2007/2008, poprzedzający objęcie przez Guardiolę posady trenera pierwszej drużyny, był dla Barcelony bardzo przeciętny, można nawet mówić o głębokim kryzysie. Zaledwie trzecie miejsce w lidze, żadnych trofeów… Mało efektownie brzmi, prawda? Raczej nie można powiedzieć, że była to doskonale funkcjonująca maszynka do wygrywania. Tak nie było. Drużyna nie prezentowała się dobrze, mimo wielkich nazwisk.

Nadchodzi nowy sezon, 2008/2009, do szatni (i do akcji) wkracza Pep Guardiola i zaczyna działać… O zmianach kadrowych już pisałam. A efekty pracy Guardioli, zaledwie po jednym sezonie? Znów będę posiłkować się cytatami z Wikipedii:

„Sezon 2008/2009 został uznany za najlepszy w historii całego klubu. Nigdy dotąd drużyna Barcelony nie wygrała 3 najważniejszych trofeów.
FC Barcelona w 2009 roku została pierwszą drużyną w historii, która wygrała w jednym roku kalendarzowym wszystkie możliwe trofea klubowe (Liga Hiszpańska, Puchar Króla, Liga Mistrzów, Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwa Świata).”


W następnych sezonach, druzyna Guardioli nie spuszczała z tonu. Łącznie 14 zdobytych trofeów.

Jasne, że można powiedzieć sobie tak: z takim składem, z takim budżetem, w takim klubie, to ja także mogę być Guardiolą - sama tak kiedyś twierdziłam ;) Być może.
Jednakże żadnemu z jego poprzedników w Barcelonie, nie udało się tyle osiągnąć i to w tak spektakularny sposób.

Można Guardioli nie lubić. Ale wypada docenić jego dokonania, bo facet sobie po prostu zasłużył. Tak myślę...

Kira
Debeściak


Komentarzy: 546

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Chuck Norris

Dołączył: 2016-03-09

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 23:00

Spójrz na Real Madryt, który dysponuje, troszkę słabszym składem, lecz wciąż personalnie to 2 siła Hiszpanii, a co tam się wyprawia? Czemu to nie jest samograj? Wg. mnie Guardiola wybitnym trenerem nie jest, albo tego nie udowodnił. Jest... słabszy niż Jupp, czy Cholo Simeone, ale mówić że prowadzi samograje? To lekka przesada. City będzie dla niego weryfikacją.

skandal


Komentarzy: 87

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 23:19

Kira, Guardiola jest wybitnym trenerem i to udowodnił, ale szanuję twoje zdanie.
Pep jest dopiero na początku swojej kariery, a już wpisał się na stałe do historii. Myślę również, że mimo krótkiego stażu trenerskiego, nie jest słabszy od Juppa oraz Cholo. Warto porównać ich dokonania, bo obaj nie mają startu do Josepa. Co do City to niektórzy już zdążyli stwierdzić, że to kolejny samograj. Bzdura. Cóż - po 14 tytułach z Barcą nie dostaję się do prowadzenia Newcastle.

Jak tam po klasyku? Świetny Real i nijaka Barcelona - to chyba nowość :). Ronaldo udowadnia klasę po raz kolejny, ale to już chyba będzie co raz rzadszy widok. Z kolei dobry Real to dobra wiadomość dla LM, będą emocje, liczę na to!

Nascimento1998


Komentarzy: 1419

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 23:30

skandal, dnia 02-04-2016, 23:19, napisał:
Jak tam po klasyku?


A dobrze, ciekawy mecz, wydaje się, że zasłużony remis. Legia za dużo nie straciła a Lechia choć na chwilę wskoczyła do ósemki;-)

skandal


Komentarzy: 87

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 23:43

Masochista;d z ekstraklasą mam kontakt tylko przez livesports!

Nascimento1998


Komentarzy: 1419

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

02-04-2016, 23:46

skandal, dnia 02-04-2016, 23:43, napisał:
Masochista;d z ekstraklasą mam kontakt tylko przez livesports!


Współczuję:-)
Obecnie online: brak użytkowników online
Copyright © 2015-24 by Łukasz Czyżycki