x

 

ZZA BRAMKI - VARIA
OCENA mocne: 8, słabe: 0
zobacz komentarze

Bayern Monachium – dlaczego właśnie temu klubowi kibicuję najmocniej?

02-04-2016, 00:46, Unikalnych wejść: 16517
ZZA BRAMKI
VARIA

 

 

 

 

KIBIC DRUGIEJ KATEGORII

Nie zamierzam ukrywać, że jeśli chodzi o moje kibicowanie Bayernowi, to jest ono raczej o tyle mocne, co niestałe… To znaczy, w tym momencie z całego z serca życzę bawarskiemu klubowi sukcesów na wszystkich możliwych frontach - potrójnej korony, a w ramach "wisienki na torcie", tytułu króla strzelców dla Roberta Lewandowskiego. Tym samym, trzymam kciuki za Pepa Guardiolę i mam nadzieję, że opuszczając Monachium, nie będzie on musiał czuć się gorszy od swojego poprzednika, który trzy sezony temu, zawiesił mu poprzeczkę naprawdę bardzo wysoko. Ale wracając do kibicowania i mojego stosunku do ekipy z Monachium. Wspomniałam wcześniej, że nie jestem stała w klubowych uczuciach… Zagorzali fani Bayernu zapewne nazwaliby mnie „chorągiewką na wietrze”, kimś nieautentycznym w swej sympatii dla drużyny. Może nawet zasłużyłam sobie na miano kibica drugiej kategorii, albo nawet (jak się ostatnio przyjęło w naszym kraju mówić), kibica „drugiego sortu”… Prawda jest taka, że faktycznie, nie ma we mnie jakiegoś szczególnego przywiązania do barw klubowych, a moje dopingowanie Bayernowi, nierozerwalnie związane jest z obecnością w tej drużynie Roberta Lewandowskiego. Gdyby nasz najlepszy snajper, dajmy na to, skusił się swego czasu na (zapewne bardzo interesującą) propozycję  Florentino Péreza, to dziś byłabym wierną-niewierną… fanką Realu Madryt! A moje serce biłoby mocniej przy Santiago Bernabeu, nie zaś na Allianz Arena…


Tak, mam świadomość, że moje kibicowanie jest nieco dziwne, dla niektórych wręcz niepojęte - nie do przyjęcia po prostu… Tak, jak zaznaczyłam na moim profilu, gdy zakładałam sobie konto na tej stronie, kibicuję wszystkim drużynom, w których grają nasi reprezentanci. Tak to właśnie u mnie wygląda – to nie kluby, ich historie i barwy, są dla mnie najważniejsze. Liczą się ludzie, piłkarze, których podziwiam, za których trzymam kciuki, a ich kariery śledzę od dawna. Moje sympatie wyznaczają wektory transferów, a miłość do klubu na ogół trwa tyle, co czas kontraktu mojego futbolowego idola… Choć bardzo często sentyment pozostaje na dłużej – jak chociażby w przypadku Borussii Dortmund. Zwłaszcza że sam Lewandowski raczej także ma pozytywne skojarzenia z Dortmundem, no i zapewne ma też świadomość, jak wiele temu klubowi zawdzięcza. Dlatego ja życzę BvB jak najlepiej (czyli wicemistrzostwa…), zwłaszcza, że jej barw nadal broni Łukasz Piszczek, którego także bardzo cenię i lubię. Byłoby wspaniale, gdyby obydwa kluby z Polakami w składzie, znalazły się na podium niemieckiej Bundesligi (co jest akurat wielce prawdopodobne), a na dokładkę, zostały triumfatorami europejskich pucharów – to byłoby już naprawdę coś fantastycznego! Oczywiście  urzeczywistnienie tej drugiej opcji, będzie szalenie trudne, ale przecież nie jest niemożliwe.


 

Oczywiście ten mój autorski system kibicowania (co prawda jeszcze go nie opatentowałam, ale…), tyczy się jedynie zagranicznych klubów. Gdyby bowiem któryś z polskich ligowców nadal liczył się w walce o prymat w Europie (nieważne czy to LM, czy LE), całym sercem byłabym po jego stronie. Bez względu na miasto, z jakiego klub się wywodzi i kto stanowi o sile jego kadry. Jednakże przedstawiciele Ekstraklasy, mecze toczone w ramach europejskich pucharów, mogą oglądać podobnie jak ja – na ekranie telewizora… Skoro więc (póki co) sytuacja na krajowym podwórku wygląda tak, a nie inaczej, skupiam się na dokonaniach tych Polaków, którzy bronią barw naprawdę znanych i cenionych w Europie firm. Cieszę się z każdego ich sukcesu i jestem dumna – ponieważ zdecydowana większość z nich, to ludzie stanowiący wspaniałą wizytówkę nie tylko polskiego futbolu, ale Polski w ogóle.

 

 

PEP GUARDIOLA – CZŁOWIEK, KTÓRY MA COŚ DO UDOWODNIENIA

Poprzednik Hiszpana, Jupp Heynckes mocno zaakcentował swoje pożegnanie z Allianz Arena. Zdobył z Bayernem Monachium wszystko, co było do zdobycia, zaskarbił sobie dozgonny szacunek i wdzięczność kibiców, odszedł w chwale. W sumie bardzo podobna sytuacja, jak wcześniejsze rozstanie Guardioli z Barceloną. Czy te scenariusze mają szansę się powtórzyć? Czy hiszpański szkoleniowiec jest w stanie udowodnić wszystkim, że potrafi doprowadzić drużynę do tryumfu w Lidze Mistrzów, Pucharze Niemiec i Bundeslidze? A to, co po sobie pozostawi, to nie będą zgliszcza, tylko wspaniałe i okazałe pomniki futbolowej historii? To się okaże już niebawem. Ja jestem przekonana, że  ten niebywały bez wątpienia wyczyn, leży w zasięgu jego możliwości. Nawet uwzględniając wszelkie kłopoty kadrowe drużyny  Bayernu, problemy z kontuzjami itp., wierzę, że jest to możliwe.

Nigdy nie darzyłam Pepa Guardioli jakąś specjalną estymą. Bez szczególnej sympatii patrzyłam na jego kolejne osiągnięcia i tytuły. Nie zachwycał mnie ani styl gry preferowany przez Hiszpana, ani jego pełen ekspresji sposób prowadzenia zespołu w trakcie meczu, z pozycji ławki trenerskiej. Jednakże zawsze doceniałam jego osiągnięcia. Uważałam, że i owszem, wyniki ma imponujące - przecież tego, co pokazywał z Barceloną, nie da się w żaden sposób zakwestionować, czy umniejszyć. Zresztą, od kiedy przejął Bayern Monachium, jego kolekcja trofeów jeszcze bardziej się powiększyła. Jednakże te wyniki uważałam za tak oczywiste i łatwe, jak, nie przymierzając, oddychanie. Osiągał je jakby programowo, z automatu, jakby taki był ustalony z góry, porządek rzeczy w futbolowym świecie. Jakby nie musiał o nic walczyć, starać się, a wszystko działo się samo - bez jego większego udziału i wysiłku. A przecież to nieprawda… Dziś to już wiem. Ale kiedyś, pomiędzy słowem "Guardiola" a słowem "sukces", stawiałam zawsze znak równości - w przekonaniu, że innej możliwości nie ma, bo przecież być nie może... Gdy więc w zeszłym sezonie, Bayern odpadł z LM na etapie półfinałów ulegając Barcelonie, byłam mocno zdziwiona (podobnie zresztą, jak rok wcześniej). Jak to? Przecież Pep jest do bólu konsekwentny w tym, co robi i do bólu skuteczny. W zasadzie zawsze osiąga to, co sobie wcześniej założył. Okazuje się, że jednak nie zawsze wszystko się udaje, nawet takim gigantom trenerskim, jak on...

 

 

TRUDNA PRZEPRAWA Z JUVENTUSEM

Kiedy w środę (16 marca), po fatalnej pierwszej połowie rewanżowego meczu z Juventusem Turyn w 1/8 finału LM, wszyscy już widzieli ponownie wyeliminowany z tych prestiżowych rozgrywek Bayern, ja jednak znów spokojnie czekałam na bramki Lewandowskiego i spółki. Padły one w końcu, choć cierpliwość fanów klubu z Bawarii, wystawiona została na najwyższą próbę… Monachijczycy cierpieli „przeokrutnie”,  gdyż takiego początku spotkania z pewnością sobie nie zakładali nawet w najgorszych koszmarach – dwie szybko strzelone przez przeciwnika bramki (a mogły być trzy…), wybiły ich kompletnie z rytmu i  obróciły w pył założenia taktyczne trenera. To nie tak miało być, nie tak to miało wyglądać – zagubienie i bezradność widać było na każdym kroku. Jak to trafnie wówczas ujął dziennikarz sportowy Michał Trela we wpisie na Twitterze:

„Gdy Bayern dominuje, dominuje absolutnie. Gdy jest bezradny, jest bezradny absolutnie.”

Z kolei, Robert Lewandowski, w pomeczowym wywiadzie wyznał:

„W pierwszej połowie nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia. Dopiero po pierwszej bramce wróciliśmy z zaświatów”.

I rzeczywiście tak właśnie było – pierwsza część meczu była w wykonaniu Bayernu po prostu zaskakująco słaba. Na szczęście udało się dotrwać do przerwy, a następnie, po nieustępliwym parciu na bramkę rywala, doprowadzić do strzelenia  gola kontaktowego. Nie bez znaczenia jest dla mnie fakt, że to nie kto inny, a nasz czołowy snajper i najlepszy piłkarz, dał kolegom sygnał do ataku i jednocześnie obudził w nich nadzieję na końcowy sukces. Do tego bowiem momentu, morale zawodników Bayernu raczej nie było za wysokie, co później przyznał w wywiadzie Robert Lewandowski, gdy mówił:

„Juventus nas trochę zaszokował”.

Ten „zaszokowany” i bardzo długo bezradny Bayern, jednak w końcu podniósł się z kolan i udowodnił wszystkim, że nie można nigdy przedwcześnie go skreślać. Z kolej Pep Guardiola dowiódł, że potrafi wykorzystać te kilkanaście minut przerwy, by zmotywować i ustawić ponownie zespół tak, by ta metamorfoza przyniosła pożądane rezultaty. Dwa upragnione gole (drugi praktycznie w ostatnich sekundach meczu…) i czekała nas dogrywka. I znów potrzeba było mocnych, męskich słów, by przekonać wątpiących i uskrzydlić, tracących siły. Tym razem, jak zdradził po meczu Thomas Müller, Hiszpan postraszył swoich podopiecznych, że jeśli nie wygrają dogrywki, to „obetnie im j _ _ _”! Hmm…, powiedzmy, że chodziło atrybuty męskości. No cóż, w kontekście późniejszych wydarzeń na boisku, można chyba zgodzić się ze stwierdzeniem,  że cel osiągnął. Natomiast środków, jakie zastosował, do osiągnięcia jego realizacji – nie wypada mi komentować i jakoś szczególnie analizować… To ja tutaj ślęczę godzinami nad artykułami o roli psychologii sportu, treningu mentalnym itp., a okazuje się, że czasem zamiast naukowego podejścia, wystarczy kilka prostych, mocnych słów… Ale może to właśnie jest klucz do sukcesu – prostota i konkret? Bez zbędnego mentorstwa, wyszukanego słownictwa i wysublimowanych zwrotów? Ach ten męski świat dosadnych pogadanek motywacyjnych… Nie zamierzam ich jednak negować – przynajmniej do czasu, gdy będą przynosić pożądane efekty!

 

 

PRZYCZAJONY TYGRYS, UKRYTY SMOK...

Jakoś tak utkwił mi w pamięci tytuł, nakręconego jakieś 16 lat temu w konwencji kung-fu filmu, z motywami sztuk walki i dalekowschodniej filozofii. Lubię czasem do niego nawiązywać, doszukując się wszelkich analogii. Przyczajony tygrys, ukryty smok – żadne inne określenie nie pasuje mi dzisiaj bardziej do Bayernu Monachium. Ten borykający się z kontuzjami, mocno lekceważony przez niektórych piłkarskich ekspertów klub, sprawia wrażenie takiej „przyczajonej bestii” właśnie. Zaś jego prawdziwa i potencjalna moc, wydaje się być (póki co), mocno zakamuflowana – czyli ukryta. Bayern od jakiegoś czasu nie jest już taką „maszynką do wygrywania”, jak na początku sezonu, nie daje gwarancji zwycięstw, daleko mu do równej formy – dzięki czemu kiedyś można było w ciemno obstawiać kolejne zwycięstwa. Dziś mecze dobre przeplatają się z tymi słabymi, a fenomenalne momenty, z tymi, które obnażają bezradność ekipy Pepa Guardioli. Takie są fakty, taki obrazek możemy zaobserwować, patrząc na boiskowe poczynania Bayernu. Co by jednak nie mówić, z finezją czy bez, w porywającym stylu, czy wręcz przeciwnie, Monachijczycy coraz bardziej przybliżają się do trzeciego z rzędu mistrzostwa Niemiec (mając 5 punktów przewag nad drugą Borussią Dortmund). Za chwilę zapewne uda im się pokonać w półfinale Pucharu Niemiec (19 kwietnia) Werder Brema, by następnie powalczyć o tytuł z triumfatorem starcia Borussia – Hertha. No i na koniec – Liga Mistrzów, trzecie podejście Pepa za sterami Bayernu… To zadanie wydaje się być najtrudniejsze,  zdaniem niektórych – wręcz niewykonalne dla Bayernu. Taka klasyczna, futbolowa Mission Impossible. Bo plaga kontuzji. Bo drużyna z Bawarii nie jest już taka przekonująca i dominująca w lidze, jak w poprzednich okresach. Bo atmosfera w drużynie po ogłoszeniu decyzji trenera (o jego odejściu do Manchesteru City po zakończonym sezonie), nie jest już tak dobra, jak dawniej. Wreszcie, bo na drodze do zdobycia upragnionego pucharu LM, zdarzają się jej wpadki i potknięcia, jak te z Arsenalem, czy męczarnie i nerwy – tutaj za przykład posłużyć może ostatnie starcie z Juventusem.

 

Powodów i przeszkód jest wiele. Fakt. Ale, paradoksalnie, to w tych przeszkodach i słabościach, tkwi siła i moc, która, moim zdaniem, pozwoli wznieść się piłkarzom na szczyty ich możliwości i pokonać wszelkie trudności i przeciwności losu. To w tej trudnej sytuacji właśnie tkwi źródło motywacji i siły mentalnej zawodników, na których tryumf w Lidze Mistrzów, mało kto dziś stawia. Zwłaszcza gdy popatrzymy na to, co wyczynia, zabójcze dla każdej defensywy, trio Messi – Neymar – Suarez… Barcelona sieje postrach nie tylko w La Liga. Barcelona Luisa Enrique spędza dziś sen z powiek wszystkim tym, którzy marzą o tym, by unieść puchar LM. Tak samo, jak to niegdyś robili piłkarze katalońskiego klubu pod wodzą obecnego szkoleniowca drużyny z Bawarii. Na dzień dzisiejszy, w bezpośrednim starciu tych drużyn, faworytem byłaby Barcelona. Bez względu na to, czy miałyby się one spotkać w samym finale, czy też wcześniej. Dla mnie jednak to Bayern ma większy potencjał i zasób (ukrytych) sił. Parafrazując tytuł wspomnianego już przeze mnie filmu, obecną taktykę i plan Guardioli, nazwałabym tak oto: „Przyczajony Bayern, ukryta Moc”. Ma ona polegać na zmyleniu przeciwnika właśnie takimi słabszymi meczami, jak chociażby ten przegrany z Mainz w lidze, czy beznadziejna pierwsza połowa w starciu z Juve. Oczywiście nie uważam, że Pep Gurdiola celowo każe piłkarzom przegrywać, czy też świadomie wystawiać nerwy swoich kibiców na ciężkie próby. Po prostu myślę, że chociaż Hiszpan rzeczywiście boryka się z całą masą problemów, to jednak potrafi wyciągać właściwe wnioski i czerpać siłę z tego wszystkiego, co pozornie powinno go przygniatać i zniechęcać. Jest przecież bogatszy o doświadczenia – łatwiej mu zatem powinno przyjść wyeliminowanie błędów i skorygowanie ewentualnych niedoskonałości taktycznych. Poza tym coś mi mówi, że w Bayernie tkwią jeszcze gdzieś wielkie, dotychczas niewykorzystane rezerwy, ogromne pokłady boiskowej mocy, która zmaterializuje się w odpowiednim momencie. Gdzież one się znajdują? Nieistotne. Być może okaże się, że w niesamowitej intuicji prawdziwego „lisa pola karnego”, Thomasa Müllera , albo w geniuszu Lewandowskiego, który potrafi gole strzelać seriami? A może to boki będą kluczowe – i znowu da o sobie znać para skrzydłowych: Coman – Costa? Nie można także wykluczyć reaktywacji „złotego dziecka niemieckiego futbolu” – i wówczas ponownie olśnią nas przebłyski geniuszu Mario Götze? Ewentualnie, w bramce czynił cuda będzie Manuel Neuer… Tak czy inaczej, tym razem wreszcie Bayernowi się uda! A Robert Lewandowski wraz z kolegami, wzniesie w Mediolanie puchar Ligi Mistrzów! Jeszcze tylko kilka „drobnych” przeszkód, kilka warunków do spełnienia. Na pierwszy ogień, Benfica Lizbona. Tym razem powinno być łatwiej, niż z Juventusem, choć przecież na tym etapie, nikt „spacerku” nie powinien się spodziewać. Jednak sukces jest bardzo blisko w każdym razie, jak najbardziej realny.

I nie wydaje mi się, żeby to były tylko i wyłącznie pobożne życzenia, czy też zaklinanie boiskowej rzeczywistości. Choć oczywiście, to co mówię, leży w sprzeczności z opiniami licznych futbolowych ekspertów, a także bukmacherów… Rzecz jasna, biorę pod uwagę możliwość pomyłki – tego, że niewłaściwie oceniam sytuację, a moje prognozy sterowane są przez osobiste sympatie i subiektywną analizę sytuacji klubu ze stolicy Bawarii… Ale taki właśnie – a nie inny – jest mój punkt widzenia, co do którego mam naprawdę szczere przekonanie i wielką nadzieję na to, że mój scenariusz się sprawdzi. Niemniej jednak, z szacunkiem podchodzę do każdej innej wizji i prognoz dotyczących postawy Bayernu w najbliższych tygodniach. Bo każdy z nas ma prawo kibicować i marzyć tak, jak chce. Dyskutować. Typować. Obstawiać. A przecież i tak wszystko zweryfikuje boisko – trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż któryś ze scenariuszy okaże się tym prawdziwym. Bo w futbolu i w ogóle w kibicowaniu, jest tylko jedna rzecz bardziej fascynująca, od samego meczu – emocje związane z czekaniem na ten mecz…

 


Autor: Nikita

KOMENTARZE

skandal


Komentarzy: 87

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 00:07

Przeżyłem już tę fascynację. Wisły z poprzedniej dekady mi nikt nie odbierze!

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 12:38

skandal, dnia 02-04-2016, 23:19, napisał:
Kira, Guardiola jest wybitnym trenerem i to udowodnił, ale szanuję twoje zdanie.
Pep jest dopiero na początku swojej kariery, a już wpisał się na stałe do historii. Myślę również, że mimo krótkiego stażu trenerskiego, nie jest słabszy od Juppa oraz Cholo. Warto porównać ich dokonania, bo obaj nie mają startu do Josepa. Co do City to niektórzy już zdążyli stwierdzić, że to kolejny samograj. Bzdura. Cóż - po 14 tytułach z Barcą nie dostaję się do prowadzenia Newcastle.

Jak tam po klasyku? Świetny Real i nijaka Barcelona - to chyba nowość :). Ronaldo udowadnia klasę po raz kolejny, ale to już chyba będzie co raz rzadszy widok. Z kolei dobry Real to dobra wiadomość dla LM, będą emocje, liczę na to!


@Skandal - dzięki, że wyręczyłeś mnie. lepiej bym tego nie ujęła!
Pozosaje mi tylko podpisać się pod tym - co też z przyjemnością czynię ;)

Co do hiszpańskiego El Clasico - myślę, że z Realem jest podobnie, jak z Bayernem. Po kilku potknięciach, niektórzy przedwcześnie skreślili już te dwa kluby, jeśli chodzi o możliwość sięgnięcia po puchar Ligi Mistrzów. Teraz widać, że wszystko się jeszcze może wydarzyć, a emocje rzeczywiście powinny towarzyszyć nam do samego końca.
A słabsze występy? Paradoksalnie, uważam je za coś pożądanego, bardzo potrzebnego - bo uczą pokory, szacunku dla każdego przeciwnika i pozwalają zachować cały czas koncentrację. Dlatego jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o Bayern ;)

@Kira - @Skandal zwrócił uwagę na jeszcze jeden, bardzo ciekawy aspekt w ocenie Guardioli, a mianowicie jego wiek i etap kariery... Weź to, proszę, pod uwagę, porównując go do Heynckesa chociażby.

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 12:50

Nascimento1998, dnia 02-04-2016, 22:31, napisał:

Po co komu te europejskie puchary? I tak jest bardzo fajnie ;) Choć fakt - osiągnięcia w tych rozgrywkach nikomu nie zaszkodzą. Pamiętajmy, że piszę to, jako jednak fanatyk naszych lig ;)

Wiem, że na pewno kibicowałaś Lechowi, absolutnie tego nie neguję :)


Po co? Żeby się jakoś specjalnie nie rozwodzić, powiem tak - gdy słyszę hymn Ligi Mistrzów, widzę emocje na twarzach piłkarzy i wiem o jaka stawkę toczy się gra... To przechodzą mnie ciarki ;)
Tylko mi nie mów, że nie chciałbyś posłuchać kiedyś przy Bułgarskiej...? Nie mówię, że w tym roku, ale kiedyś może...

Nascimento1998


Komentarzy: 1419

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 12:57

Nie no, jasne że bym chciał, choć na razie po prostu chcę usłyszeć hymn Polski na Narodowym, gdzie Lech podniesie Puchar Polski (2 maja) :)

Poza tym, czysto z mojego punktu widzenia, od zawszę chciałbym zobaczyć kibiców Lecha na Camp Nou :)

Czyli jednak... Warto zagrać w LM :)

rivaldo
Typer Sezonu 2018/19 - 3. miejsce


Komentarzy: 398

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2016-02-27

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 13:30

Nikita, dnia 03-04-2016, 12:50, napisała:
Po co? Żeby się jakoś specjalnie nie rozwodzić, powiem tak - gdy słyszę hymn Ligi Mistrzów, widzę emocje na twarzach piłkarzy i wiem o jaka stawkę toczy się gra... To przechodzą mnie ciarki ;)
Tylko mi nie mów, że nie chciałbyś posłuchać kiedyś przy Bułgarskiej...? Nie mówię, że w tym roku, ale kiedyś może...


I w tym cała przyjemność z kibicowania drużynie z Polski właśnie jest. To nasze oczekiwanie na LM, te nasze porażki, ale często przynoszące tyle emocji :) A w takiej Barcelonie hymn LM nikogo już nie rusza. Ja tam nie widzę dodatkowych emocji, o których piszesz, u piłkarzy Realu, Barcy czy Bayernu. Dla nich to chleb powszedni i tyle. A czy stawka taka duża? Raz wygra Real, za rok Barcelona, potem Bayern i tak w kółko. Ja tam wolę te nasze emocje z ekstraklasy jak nic, ale też kiedyś miałem podobnie jak ty, czyli preferowałem football przez duże F. Teraz jednak patrzę na to już przez pryzmat setek zwycięstw Barcy nad Realem i Realu nad Barcą i wiem, że jedna więcej w którąkolwiek stronę nic nie zmieni. Zresztą w ostatnich latach Barca, Bayern i Real odstawiły całą resztę. Jeszcze kilka lat temu było więcej emocji w LM. Szkoda tego Juventusu w tym sezonie, bo automatycznie zrobiłoby się ciekawiej.

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 15:11

Nascimento1998, dnia 03-04-2016, 12:57, napisał:
Nie no, jasne że bym chciał, choć na razie po prostu chcę usłyszeć hymn Polski na Narodowym, gdzie Lech podniesie Puchar Polski (2 maja) :)

Poza tym, czysto z mojego punktu widzenia, od zawszę chciałbym zobaczyć kibiców Lecha na Camp Nou :)

Czyli jednak... Warto zagrać w LM :)


No i widzisz ;) Łatwo mi poszło tym razem - bez większych oporów dałeś się przekonać :)

ps. Lech na Camp Nou... Hmmm. Brzmi tak samo, jak Legia na Santiago Bernabeu ;)
Ale kto wie?

Nascimento1998


Komentarzy: 1419

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Uzdolniony Praktyk

Dołączył: 2015-12-02

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 15:16

W tej kwestii bardziej chodzi mi o kibiców, bo co do wyniku... Nie no, też ma pewno byłoby dobrze :)

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

03-04-2016, 15:29

rivaldo, dnia 03-04-2016, 13:30, napisał:
I w tym cała przyjemność z kibicowania drużynie z Polski właśnie jest. To nasze oczekiwanie na LM, te nasze porażki, ale często przynoszące tyle emocji :) A w takiej Barcelonie hymn LM nikogo już nie rusza. Ja tam nie widzę dodatkowych emocji, o których piszesz, u piłkarzy Realu, Barcy czy Bayernu. Dla nich to chleb powszedni i tyle. A czy stawka taka duża? Raz wygra Real, za rok Barcelona, potem Bayern i tak w kółko. Ja tam wolę te nasze emocje z ekstraklasy jak nic, ale też kiedyś miałem podobnie jak ty, czyli preferowałem football przez duże F. Teraz jednak patrzę na to już przez pryzmat setek zwycięstw Barcy nad Realem i Realu nad Barcą i wiem, że jedna więcej w którąkolwiek stronę nic nie zmieni. Zresztą w ostatnich latach Barca, Bayern i Real odstawiły całą resztę. Jeszcze kilka lat temu było więcej emocji w LM. Szkoda tego Juventusu w tym sezonie, bo automatycznie zrobiłoby się ciekawiej.


Obawiam się, że nie wyraziłam się wystarczająco jasno - bo chyba nie do końca mnie zrozumiałeś... Ja właśnie dokładnie tak jak Ty odbieram te emocje, związane z oczekiwaniem na polską drużynę w LM i nadzieje na to, że kiedyś będziemy mogli posłuchać hymnu LM na którymś z polskich stadionów.
Mija 20 lat - dużo tego czekania. Trochę to żałosne, że my tutaj dwie dekady z nadzieją oczekujemy na coś, co dla innych stało się już chlebem powszednim...

To nie tak, że ekscytuje się meczami wielkich klubów, starych wyjadaczy, którzy rzeczywiście czasem pewnie są już zblazowani rozgrywkami LM, czy LE. Ja kibicuję tylko tym, gdzie znajduję jakiś polski akcent. Skoro nie mogę cieszyć się obecnością polskiej drużyny w tych prestiżowych zawodach, to przynajmniej pocieszające dla mnie jest to, że w niektórych klubach (naprawdę liczących się w Europie), występują Polacy, którzy odgrywają tam kluczowe role. Tak jest z Bayernem. Ale także z Sewillą, Ajaxem, Torino, Borussią, Romą (kiedyś Arsenalem).

Mahdi
Wicemistrz Polski FM 2015, Mistrz Polski FM 2017, FM 2019, FM 2020, FM2021 i FM2022, 3. miejsce w Polsce FM 2018, Typer Sezonu 2020/21 - 2. miejsce, Typer Sezonu 2021/22 - 3. miejsce


Komentarzy: 10679

Grupa: Root Admin

Ranga: Ojciec Założyciel

Ranga sponsorska: Sponsor Główny

Dołączył: 2015-03-20

Poziom ostrzeżeń: 0

04-04-2016, 12:56 , ocenił powyższy materiał: mocne

Znalazłem w końcu kilka minut czasu i przeczytałem Twój artykuł. Dla mnie - muszę przyznać - jest najzupełniej obojętne czy tę całą Ligę Mistrzów wygra Bayern czy inna Barcelona.... Niemniej fajnie, że ktoś poświęca czas i robi takie analizyl choćby wynikały tylko i wyłącznie z faktu zadurzenia się w Lewandowskim:-)

Nikita


Komentarzy: 684

Grupa: Wirtualny Menedżer

Ranga: Dziewczyna Zza Bramki

Dołączyła: 2016-01-29

Poziom ostrzeżeń: 0

05-04-2016, 01:09

Nascimento1998, dnia 03-04-2016, 15:16, napisał:
W tej kwestii bardziej chodzi mi o kibiców, bo co do wyniku... Nie no, też ma pewno byłoby dobrze :)


Jasne, że z wynikiem nie musiałoby być źle - tylko uwzględniając jakiś mały handicap może... ;)
W każdym razie życzę Ci podróży do Barcelony i posmakowania atmosfery Camp Nou! :)
Obecnie online: DNowicki
Copyright © 2015-24 by Łukasz Czyżycki